• agnostyk

    Nie, nie masz racji, że ateista i agnostyk to jedno i to samo. Krzywdzi mnie Twój pogląd na ten temat. Wcale nie jesteśmy do siebie tak podobni, jak to podkreślasz. Przecież ateista to ktoś, kto całkowicie zaprzecza istnieniu Boga. Nie znajduje argumentów na jego rzeczywiste istnienie, więc go odrzuca. I to w każdym wymiarze.

    A ja – w przeciwieństwie do Ciebie - widzę tu ogromną różnicę. Zdaję sobie sprawę, że nie ma argumentów „za”. Ale tak samo ważny jest dla mnie fakt, że nie ma również argumentów „przeciw”. Tak więc zawsze gdy mówisz mi: „nikt nie udowodnił, że Bóg kiedykolwiek istniał”, ja Ci odpowiem: „nikt również nie pokazał, że Boga nigdy nie było”.

    I dla mnie nie jest to dyskusja wyłącznie semantyczna. Oczywiście patrząc na to z boku, podejście do Boga Twoje jako ateisty i moje jako agnostyczki niewiele się różni. Inny jest jednak stopień zdecydowania w tych naszych filozofiach. Ty jesteś pewny, a ja wątpię. Ty hołdujesz tylko i wyłącznie rozumowi, a ja rozum szanuję, ale poważam również tradycję i czerpię inspirację z tej nieokreśloności. Mam nadzieję, że nie doszliśmy jeszcze do końca poznawczych możliwości naszego pojmowania. Że wszystko jest kwestią czasu, a może i kwestią łamania własnych ograniczeń. Kto wie, może jeszcze jesteśmy zbyt mało mądrzy, aby dostrzec wszystkie argumenty. W tym zakresie nikt przecież nie zgłębił sprawy do dna. Nawet Ty, który z taką stanowczością upierasz się przy swoim.

    W jednej rzeczy oczywiście się z Tobą zgadzam. Tak samo jak Ty, nie potrzebuję Boga, by być dobrym człowiekiem. Albo inaczej: potrafię być dobra nie znając Boga. Szanuję Cię. Pomagam Ci w trudnych chwilach. Cieszę się z Tobą radością i dzielę z Tobą smutki.  W tym zakresie nie różnię się więc od osób głęboko wierzących. Z tą tylko różnicą, że ja staram się być taka z wewnętrznego przekonania, nie zaś dlatego, że boję się grzechu i potępienia.  Taka zewnętrzna dyscyplina nie jest mi do niczego potrzebna, a za swoje dobre postępowanie wcale nie czekam na wieczne zbawienie.

    A, pytałeś jeszcze, co ja jako agnostyk robię w Kościele Pokoju?  Czy nie czuję zgrzytu? Odpowiadam Ci więc, że ja się tu po prostu cieszę.  Znajduję spokój i przyjemność.  Szanuję ludzi, dla których istnienie Boga (które ty podważasz, a ja tylko poddaję w wątpliwość) stanowiło punkt wyjścia, aby stworzyć takie dzieło w materialnym wymiarze.  Jeśli miłość może przybierać tak piękny wyraz, chciałabym, aby ktoś kiedyś mnie tak pokochał.

    Beata Norbert

    Świdnica
    Zawodowo dłubię w aniołach, uprawiam rzemieślniczą partyzantkę i hoduję lawendę. Po godzinach jestem mamą. Z doskoku również eksżoną, przyjaciółką. Z zamiłowania podróżniczką, czytelniczką i wsłuchiwatką. Pasjami (choć niewprawnie) nadwyrężam ciało i umysł przy fotografowaniu.

  • ambona

    Ambona to najważniejsza i najpiękniejsza część Kościoła Pokoju, i przede wszystkim to nasz dom. Mieszkamy tu od wieków, trzy siostry: wiara, nadzieja i miłość. Możesz nas zobaczyć na przedniej części ambony. Jesteśmy całe ze złota i turyści, którzy zwiedzają kościół, podziwiają nas i mówią o naszym pięknie. A my skrycie cieszymy się, że odgrywamy jakąś rolę w ich życiu. Wszyscy twierdzą, że najważniejsza jest nasza najstarsza siostra, miłość, ale wcale się z tego powodu nie sprzeczamy. I nie tylko my jesteśmy wyjątkowe: sąsiaduje z nami wiele płaskorzeźb, malowideł, ozdób i złoceń. Cała kazalnica jest pokryta farbami o ciepłych barwach, dzięki czemu jej mieszkańcy czują się jak w domu. Domu dużym, wysokim, zdobnym. W nocy wszyscy często spotykamy się na szczycie ambony, gdzie najstarsi mieszkańcy, anioły opowiadają nam nieziemskie historie. Anioły pilnują, aby rankiem każdy powrócił na swoje miejsce i zastygł w bezruchu. Ostatnio odwiedzili nas wyjątkowo życzliwi ludzie. Nikt nie wie dlaczego zaopiekowali się nami, trochę nas odnowili i dali nam odpocząć. Cieszy nas to, bo byłyśmy już naprawdę zmęczone i zniszczone. Ten mały lifiting dobrze nam zrobi…

    Ewa Oleksiewicz

    Świdnica, Gimnazjalistka

  • anioły

    Urodziłem się w zakładzie pewnego stolarza z Wrocławia, razem z dwoma braćmi i pięcioma siostrami. Wszyscy mieliśmy zdobić duże organy w świdnickim Kościele Pokoju. Wyjazd planowano za kilka dni. Bardzo bałem się otoczenia i innych aniołów, które tam spotkam. Pocieszała mnie jedynie myśl, że będę z rodzeństwem.

    Kiedy wpakowano nas do zimnego, brudnego i twardego wozu, nie było we mnie ani trochę optymizmu. Jednak gdy dotarliśmy do kościoła, pomimo panującego tam półmroku, moja twarz rozjaśniła się. Chyba nawet uśmiechnąłem się. Widok wnętrza, a szczególnie organów, które mieliśmy zdobić, zapierał dech w piersiach. W końcu posadzono nas pośród innych aniołów i obdarowano nas instrumentami. Mnie przypadł flet, na którym bardzo szybko nauczyłem się grać. Początkowo zdziwiłem się, że inne anioły nie reagują na moje przyjście. Potem wytłumaczyły mi, że to ze względu na znajdujących się w pobliżu ludzi. Nocą anioły opowiedziały mi o sobie wszystko, były nadzwyczaj towarzyskie i przyjazne. Dowiedziałem się od nich, że każdej nocy, gdy nikogo nie ma w kościele, organizują dla siebie koncerty muzykując w najlepsze i włóczą się po barokowych zakamarkach.

    Pewnego dnia ze zdumieniem i niepokojem stwierdziłem, że nie mogę się poruszyć. Moi anielscy przyjaciele z prospektu organowego mieli tan sam problem. Okazało się, że mechanizm organów zepsuł się. Odkręcono nas i upchnięto na zakurzonym strychu. Na szczęście nie przebywaliśmy tam długo. Po naprawie instrumentu wróciliśmy na stare miejsce.

    Co noc gramy na fletach, skrzypcach, puzonach i kotłach, a w dzień siedzimy nieruchomo, aby żaden turysta nie zorientował się, że nie jesteśmy zwykłymi, drewnianymi figurkami, za jakie nas mają.

    Pomimo że na organach w Kościele Pokoju mam wielu przyjaciół, to skrycie marzę, aby poznać świat na zewnątrz. Nowe, nieodkryte przestrzenie, przed którym czuję też lęk i obawy. Mam jednak nadzieję, że gdy nadarzy się okazja, któregoś dnia wylecę, aby zobaczyć Świdnicę, o której tyle słyszałem od przechodzących obok ludzi.

    Olga Szalecka

    Świdnica, Gimnazjalistka

  • aromaterapia

    Zapraszamy na wyjątkowy seans aromaterapii w Kościele Pokoju! Obiecujemy, że nie będziesz rozczarowany - to budynek o naprawdę niesamowitym wnętrzu. Decyduje o tym nie tylko bogaty wystrój, ale także wyjątkowy zapach docierający do nas natychmiast po przekroczeniu progu, wypełniający każdy, nawet najciemniejszy zakamarek, podkreślający jego wiekowość oraz nadający mu niepowtarzalny charakter. Rozpocznij z nami wędrówkę pachnącą przygodą.

    Przymknij powieki i pozwól ponieść się wspomnieniom… Nasze wrażenia zapachowe wpływają na odbiór miejsca, są jednym z najważniejszych, zaraz po wizualnym, sposobem poznawania świata i otoczenia.

    Niezwykłych doznań dostarczy Ci intensywny zapach starego drewna, liczącego ponad 350 lat. Towarzyszy mu woń kurzu unoszącego się w powietrzu, cicho opadającego na kamienną posadzkę. Poczuj zieleń bujnie porastającą cmentarz na placu Pokoju, wypełniającą powietrze wilgotną świeżością. Zajrzyj też do baroc cafe, kawiarenki znajdującej się w dawnym Domu Stróża, kuszącej aromatyczna kawą i słodkimi pralinami. Ulegnij pokusie i delektuj się niezwykłym smakiem!
    Gwarantujemy ci niezapomniane wrażenia, których koniecznie musisz doświadczyć. Pamiętaj, żeby podczas pobytu w Kościele Pokoju uśpić zmysł wzroku zamykając oczy i zanurzyć się w wielowymiarowym świecie zapachów.

    Skorzystaj z naszej propozycji i odwiedź nas niebawem! Do każdej oferty aromaterapii koncert organowy gratis.

    Roksana Cizio

    Łódź, Gimnazjalistka

  • bezpieczeństwo

    Przekroczyłam bramę placu Pokoju: wiekowy park pełen starych drzew, pomiędzy nimi nagrobki, wijący się bluszcz, splątane gałęzie. Opatrzność czuwa. Idę wśród chaszczy, pokrzywy koszą stopy. Zapach wilgoci unosi się po deszczu, ciężka zieleń uspokaja. Szumią liście, dotykam szorstkiej ciepłej kory lipy. Błogostan. Usiąść. Zatrzymać czas. Azyl.

    Halina Jamrozik

    Wałbrzych

  • Christian Czepko

    - Proszę pana! Halo!
    Ktoś potrząsa moim ramieniem. Otwieram oczy, nade mną stoi kobieta z krótkimi, rudymi lokami. W jej oczach maluje się złość i oczekiwanie.
    - Co pan tu robi, kim pan jest?
    - Christian Czepko. Gdzie ja jestem?
    - Jak to gdzie, w Kościele Pokoju w Świdnicy. Czepko? Coś mi to mówi... A tak! Był chyba taki w XVII wieku.
    - W Kościele Pokoju? Przecież on jeszcze nie istnieje!
    - Istnieje, istnieje, przecież chyba pan go widzi.
    Powoli wstaję. Cóż to za piękne miejsce! Ciekawe tylko, jak się tu znalazłem... Ta pani chyba oszalała, skoro wydaje się jej, że jest 2012 rok. Jest też bardzo nieodpowiednio ubrana, ta spódnica do kolan… Wszędzie wokół piękne malowidła i rzeźby, także na suficie. Pani prowadzi mnie stromymi schodami w dół. Po jednej stronie widzę ambonę zdobioną różnymi figurami, po drugiej wielkie organy. Siedzą na nich złote aniołki z instrumentami w rękach.
    - Za bilet musi pan zapłacić osiem złotych. Na górę nie można wchodzić, ale reszta jest do dyspozycji turystów. Proszę się rozejrzeć i wysłuchać historii tego cudownego miejsca. I czy pan jest może z teatru?
    - Nie, nie jestem z teatru. Skąd ten pomysł?
    - Bo jest pan dziwnie ubrany. Na co dzień nikt przecież nie nosi barokowego stroju.
    - Ja jestem dziwnie ubrany? Wydaje mi się, że to pani ma trochę niestosowną spódnicę.
    Sięgam do kieszeni. Nie mam złota, czy jak ta pani powiedziała - złotych. Wyciągam 15 talarów.
    - Skąd ma pan takie stare monety?
    - To nieważne, proszę je zatrzymać i mnie oprowadzić.
    Schowała pieniądze i zaczęła opowiadać. Nic nie rozumiem - przecież opowiada o miejscu, które jeszcze nie powstało. Dopiero co zebraliśmy na nie pieniądze wędrując po Europie. Kościół Pokoju jeszcze nie istnieje, budowa przed nami.
    - Znam te daty, to było niedawno.
    - Nie, to było ponad trzy wieki temu. Kiedy cesarz wyraził zgodę na budowę, niesamowity Christian Czepko...
    - Tak, wiem. Wyruszył w podróż przez Niemcy, Danię do Szwecji, na dwór królewski, po pieniądze na budowę kościoła. Zacząłem w maju 1654 roku, przemierzyłem prawie cztery tysiące kilometrów. Męcząca podróż…. Przedwczoraj wróciłem.
    - Bardzo pan zabawny. To właśnie zrobił Christian Czepko. Wykazał się wielką odwagą i oddaniem sprawie.
    - Ale to ja nim je... A z resztą, nieważne - pomyślałem, że pani i tak postawi na swoim.
    Do Kościoła wchodzi grupka młodzieży. Wyjmują jakieś przedmioty.
    - Tutaj nie można robić zdjęć! Proszę schować telefony!
    Siadam na ławce. Pani podchodzi do mnie i również siada.
    - Co to są telefony? - pytam z ciekawością.
    Pani pokazuje mi niewielki płaski przedmiot. Naciska guzik i przedmiot się rozjaśnia. Dotyka ekranu i ukazuje się obrazek pieska. Kilka inny guzik i ukazują się liczby. Takich przedmiotów przecież nie ma. Może kiedyś... Chwila, chwila! Pani mówiła, że jest rok... Tak, 2012. A jeżeli to prawda?! Co się ze mną stało i dlaczego przeniosłem się 350 lat wprzód?!
    - Ten kościół jeszcze stoi?! - pytam.
    - Tak, chociaż został zbudowany z bardzo nietrwałych materiałów.
    Nie mogę uwierzyć - jestem w XXI wieku! Ludzie używają telefonów i płacą złotymi!
    - Może Pani mi pokazać kilka złotych?
    - Jasne, proszę. Niech je pan zatrzyma - wyjmuje z kieszeni kilka monet i daje mi.
    - A wie pan, że został odnaleziony pamiętnik Christiana Czepko?
    - Naprawdę? - wydawało mi się, że leży u mnie na biurku.
    - Oczywiście, zaraz przyniosę...
    - Nie dziękuję - pomyślałem, że sam go pisałem, więc nie muszę go oglądać.
    - Przepraszam, ale czy można gdzieś tu zanocować? Dzisiaj raczej już nie uda mi się wrócić do domu.
    - Dobrze, wyjątkowo może pan u nas zostać na jedną noc
    Wchodzę do małego pokoju z łóżkiem i nocną szafką. Nadal nie mogę pojąć, co się dzisiaj stało. Mija godzina, dwie… Budzę się już nie w pokoiku przy kościele, ale w swojej własnej sypialni. Uff, to był tylko sen. Kościół nie istnieje, a ludzie nie mają komórek. Tylko skąd w mojej kieszeni wzięło się kilka złotych?

    Martyna Filipiak

    Świdnica, Gimnazjalistka

  • ciepło

    Żywię się ciepłem, jego najwcześniejszymi przebłyskami. Wstaje dzień, światło powoli zalewa świat. Dotykam jej kory, najbardziej zewnętrznej warstwy, którą pokazuje światu. Nie zdołam objąć jej pnia ramionami Przywieram do starej lipy, stoi na straży Kościoła Pokoju. Stoi tu długo, wiele widziała. Wystarczy wsłuchać się w szepty jej gałęzi: mówi, opowiada swoje wietrzne sny. Czasem budzi się nocą, spogląda w niebo, cały czas nie wypuszczając kościoła z czułych objęć. Obejmuje troskliwie, jak matka swe dziecko, oplata korzeniami kościelne podziemne skarby, krypty skrywające tajemnice. Przysiadam na kamiennych schodach, przede mną lipa, silna i odpowiedzialna. Sypie drobinami kwiatów, tkając dywan tuż u moich stóp. Ciepło oblewa mnie spokojnym strumieniem. Lato w zachwytach. Truskawki i miód.

    Joanna Dorosińska

    Świdnica, Stroicielka snów.

  • Dom Stróża

    Wszyscy znają Kościół Pokoju, wszyscy się nim zachwycają, ale niewiele osób interesuje się innymi obiektami na placu wokół niego. Ot, choćby ten niewielki domek obok bramy… Szachulcowy, przytulny, zawsze unosił się w nim kojący zapach drewna, a wnętrze rozświetlały świece.

    Znam to miejsce jak własną kieszeń. Latami codziennie rano wychodziłem na plac i sprawdzałem, kto tu bywa, czy nic złego się nie dzieje, czy wszystko jest na swoim miejscu. Kiedyś ta praca wydawała mi się okropnie nudna, ale teraz zrobiłbym wiele, żeby cofnąć czas i móc wrócić do tamtych chwil. Bardzo tęsknię za tamtą epoką, ale to było tak dawno, ponad trzysta lat temu… Dziś mogę tylko obserwować was spomiędzy szczelin drewnianych belek. Myślicie, że to skrzypi stare drewno, a to ja krzątam się po moim domku.

    Jestem odrobinę zły, że został zamieniony w kawiarenkę. Z drugiej strony dobrze, że więcej osób może tu zajrzeć, że to miejsce jest pełne ludzi, smaków i zapachów. Tylko czy ktoś jeszcze pamięta, że to był mój dom, dom stróża?

    Ewa Oleksiewicz

    Świdnica, Gimnazjalistka

  • drewno

    Nazywam się Plamka. Tak na mnie wołają mama, tata i brat oraz moje koleżanki. Jestem koloru brunatnego i podobnie jak u moich najbliższych, także moje przedplecze pokrywają jaśniejsze włoski tworzące plamiste skupienia. Jednak moje plamki są bardziej żółte niż u pozostałych członków rodziny, dlatego od razu wszyscy zaczęli na mnie wołać Plamka. I tak już zostało. Ludzie, którzy badają życie i rozwój osobników podobnych do mnie, nadali mojemu gatunkowi wspólną nazwę  - tykotek pstry. Jak się już pewnie domyślacie, nie jestem człowiekiem. Całkiem niedawno byłam jeszcze larwą, ale ubiegłej jesieni przepoczwarzyłam się w chrząszcza. Przezimowałam co prawda w cieplej kolebce wyrytej w drewnie, ale wraz z nastaniem wiosennych dni wyszłam, żeby poznać ciekawy świat na zewnątrz. Jestem owadem i razem ze spuszczelem i kołatkiem domowym należymy do tej samej rodziny chrząszczy. Wyróżnia nas zamiłowanie do starego drewna – lubimy je jeść i w nim mieszkać. Im jest ono starsze, tym bardziej nam smakuje. Dajemy wyraz temu naszemu upodobaniu wgryzając się w drewno coraz głębiej i głębiej, kopiąc w nim coraz to dłuższe chodniki. Zaobserwowałam, że ludzie jednak nie są z tego zadowoleni. Kiedy tylko zauważą, że mieszkamy w cennych dla nich przedmiotach, zaraz podnoszą alarm. Wiem, bo od kilku już pokoleń razem z moją rodziną spokojnie sobie mieszkałam w ambonie Kościoła Pokoju. Skąd wiem, że jest to ambona? Każdego dnia, a nawet kilkanaście razy w ciągu dnia, wysłuchuję historii powstania mojego mieszkania, razem z turystami: „Spod ręki mistrza Gottfrieda Augusta Hoffmana pochodzi ambona umieszczona w centralnym miejscu kościoła. Kosz kazalnicy podtrzymują Wiara z krzyżem, Nadzieja z kotwicą i Miłość z dzieckiem. Na balustradzie mównicy znajduje się klepsydra. Podzielona na cztery półgodzinki, sumuje się w dwie godziny i właśnie takiego czasu musiał trzymać się ksiądz podczas kazania. Balustrada schodów ambony jest rzeźbiona w sceny zesłania Ducha Świętego, Golgotę i Raj, a wieńczący całość anioł obwieszcza Sąd Ostateczny”. Dotychczas sądziłam, że jest to opis tylko mojego mieszkania. Prawda jednak okazała się inna. Uważam, że ludzie są niesprawiedliwi. Przeświadczeni o tym, że wszystko im się należy, panikują, kiedy zauważą, że jest inaczej. Wyobrażacie sobie, że według człowieka zagrożeniem dla ambony byliśmy my? Ja i cała moja rodzina?* Podobno tacy sami jak my miłośnicy starego drewna zrobili badania, z których wynikło, że nasz dom, a dla nich cenny zabytek, powoli się rozsypuje. Człowiek uznał, że ambonę trzeba ratować. Wkurzyłam się strasznie kiedy zrozumiałam, że dla mnie i mojej rodziny oznacza to przeprowadzkę. Ale cóż było robić? Intuicja mi podpowiadała, że tej batalii nie wygram. Spakowałam więc węzełek z najpotrzebniejszymi rzeczami i razem z mamą, tatą i bratem postanowiliśmy poszukać lepszego miejsca do życia. Ruszyliśmy na południe. Idąc konsekwentnie w tym kierunku powinniśmy w końcu trafić do prawdziwego raju. Słyszałam, że stoi tam jeszcze starszy kościół od tego, w którym byliśmy dotychczas. Ludzie nazywają go katedrą. Tylko czy aby na pewno będzie tam drewno?

    *„Stan zachowania ambony jest bardzo zły, wręcz alarmujący. Drewno szeregu elementów zostało zniszczone przez owady z rodziny Anobium”, tak w swojej opinii napisał konserwator zabytków. Na wniosek parafii Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyznał w 2012 roku dotację na konserwację ambony Kościoła Pokoju. 

    Bożena Pytel

    Świdnica

  • dzwonnica

    
Została wybudowana pół wieku później niż kościół, który na początku dzwonnicy posiadać nie mógł. Szachulcowa kilkupiętrowa wieża posiadała trzy dzwony, z których jeden można zobaczyć przy wejściu do kościoła. Były dla wiernych bardzo ważne: wzywały na nabożeństwo, ostrzegały przed niebezpieczeństwem, informowały o ważnych uroczystościach. Dzwony, już inne, nowe biją nadal przypominając o rozpoczęciu i zakończeniu nabożeństwa.

    Julia Zajączkowska

    Świdnica, Gimnazjalistka

  • euforia

    drewniana sześciokątna chrzcielnica
    złotem ozdobiona
    tu zaczyna się chrześcijańskie życie
    organy grają, czuję spojrzenia 750 aniołów
    unoszę się między nimi
    przyjmą mnie do siebie?
    skrzypią deski, unoszę się
    wokół zapach kurzu, drewna, wieków
    miękkie światło
    dotykam drewna ciepłego i gładkiego.
    słyszę modlitwę
    schodzę powoli
    byłam między aniołami

    Halina Jamrozik

    Wałbrzych

  • empory

    To między innymi dzięki emporom w Kościele Pokoju może zmieścić się aż 7,5 tys. osób! Te barokowe balkony biegną przez dwie kondygnacje i są zdobione są 78 cytatami z Ewangelii, pisanymi niemieckim gotykiem. Umieszczone są na czarnym tle w prostokątnych ramach wykończonych złotem. Cytaty były przeznaczone dla wiernych, którzy potrafili czytać, ale ten przywilej posiadali nieliczni zamożni i wykształceni. Ale co z prostymi członkami parafii, którzy również chcieli korzystać z Ewangelii? Przy cytatach umieszczono więc ilustracje nawiązujące do treści danego fragmentu – w ten sposób powstał jakby barokowy komiks. Empory to także galeria portretów, herbów rodowych, epitafiów oraz tablic cechowych rzemieślników żyjących w dawnej Świdnicy, m.in. browarników. Tą nietypową kolekcję podtrzymują drewniane filary. Spacer po emporach to wyróżnienie, ponieważ na co dzień prawnie nikt nie może tam przebywać. Ma się wrażenie, że czas całkowicie się tam zatrzymał. Pierwsze odczucie, to mocne ciepło i zapach kurzu, który nadaje temu miejscu niepowtarzalną atmosferę. Przy ścianach leżą zakurzone obrazy, herby rodzinne, epitafia, które czekają na odnowę. Czułam się tam zupełnie jak na balkonach opery, zwłaszcza że spektakl poniżej był oszałamiający.

    Aleksandra Koba

    Świdnica, Gimnazjalistka

  • Eucharystia

    Ja, katolik, człowiek świecki, mam napisać o Eucharystii. Nie czuję się na siłach, nie jestem teologiem, tylko inżynierem. Tak mało wiem. Czy wolno mi się ośmielić tak dalece, aby pisać o tak wielkiej tajemnicy? Wzdragam się. Wolałbym pisać na inny temat, ale mam obowiązek napisać właśnie na ten. Przecież Bóg dał mi rozum, wobec tego na ile mnie stać, powinienem starać się rozumieć, nawet tajemnice Boże. Chociaż z góry wiem, że nie pojmę tych tajemnic do końca.

    Eucharystia lub Wieczerza Pańska, Sakrament Ołtarza, Komunia Święta, Najświętsza Ofiara, Dziękczynienie, to uroczysta celebracja Ostatniej Wieczerzy, którą Jezus spożył z uczniami i którą wszyscy chrześcijanie sprawują wypełniając wolę Mistrza: „To czyńcie na moją pamiątkę”. Msza święta jest uobecnieniem męki, śmierci i zmartwychwstania Pana Jezusa.

    Jezus objawia się nam w tajemnicach zbawczych: w Boże Narodzenie, w Wielkim Poście, w czasie wielkanocnym, w Zesłanie Ducha Świętego. Uczy nas wtedy, niesie Go Ewangelia oraz Komunia Święta w kształcie sakramentalnym.

    Nasze przeżycia religijne są z pogranicza poezji, misterium, informacji, przeczuć. Kto bardziej wrażliwy, ten więcej czerpie z głębi tak wielkiego wydarzenia.

    Symbole: krzyż, chleb, wino. Słowa „Bierzcie i pijcie z niego wszyscy, to jest ciało moje”, „Bierzcie i pijcie z niego wszyscy, to jest kielich krwi mojej" poruszają i angażują wyobraźnię i wolę do aktywnego uczestniczenia w Mszy Świętej. Jezus w ten sposób powołał instytucję Mszy Świętej, która ma nam pomagać zrozumieć, co to jest miłość największa - ofiarowanie życia za innych.
    Eucharystia jest posileniem się chlebem i winem - czynnościami codziennymi, ale jednocześnie odświętnymi, bo jest ona ofiarą składaną Bogu. Potrzebne jest tu nastawienie odświętne, czyste serce wyrażające szacunek, miłość i dziękczynienie, przywiązanie do Niego i cześć. Do tego aktu przygotowujemy sie przez akt pokuty, żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy i zadośćuczynienie.

    W największym skupieniu wypowiadane przez celebransa słowa, są prośbą:
    - aby chleb, owoc pracy rąk ludzkich, stał się dla nas chlebem życia - duchowym pokarmem,
    - aby wino, owoc krzewu winnego i pracy rąk ludzkich, stało sie dla nas napojem duchowym.
    I dalej celebrans mówi: przyjmij Panie nas, stojących przed Tobą w duchu pokory i z sercem skruszonym, i niech nasza ofiara tak się dzisiaj dokona przed Tobą, Panie Boże, aby się Tobie podobała.

    To są słowa i gesty uświęcające, które każdy z nas uprzytamnia sobie w sercu i powtarza za celebransem. I wiemy, że Pan w swym nieskończonym miłosierdziu przychyla się do prośby naszych serc. To uprzytomnienie dokonywane jest z woli Jezusa Chrystusa mocą Jego Ducha. Rozumiemy w całej intensywności, że: chleb i wino stają się ciałem i krwią Jezusa, żyjącego dziś w chwale. Tym samym uobecnia się tajemnica Jego zbawczej śmierci i zmartwychwstania. Jest więc Eucharystia ofiarą, będącą ponowieniem, i uobecnieniem ofiary Jezusa złożonej Bogu za grzechy wszystkich ludzi, na krzyżu.

    Eucharystia jest też gromadzeniem się uczniów Jezusowych, wśród których On sam staje się obecny. Wyznawcy Chrystusa zbierają sie w wierze, nadziei i miłości, by jednogłośnie dziękować Bogu za zbawienie Jezusa. By spożywać Jego Ciało i Krew, i dzięki temu jednoczyć się coraz bardziej z Nim i między sobą. W ten sposób dzięki Eucharystii tworzymy jedno ciało Chrystusowe, jakim jest Kościół.

    Leszek Niebudek

    Świdnica
    Jestem emerytowanym inżynierem elektrykiem, ciągle młodym duchem. Od wielu lat szukam mądrości, rozumienia oraz sensu, nawet w bezsensownych zdarzeniach. Uczyłem się uważności ćwicząc kaligrafię, zaś wewnętrzny pokój staram się osiągnąć poprzez wybaczanie i modlitwę. Życie duchowe i praca umysłowa (ciągle prowadzę badania naukowe) idą dla mnie w parze i są bardzo pociągające, dlatego poświęcam im sporo czasu. Przez wiele lat hobbystycznie konserwowałem zabytkowe meble. Dzięki temu poznałem techniki renowacji antyków, a także style artystyczne w meblarstwie.

  • ewangelicy

    Kilka tygodni temu poznałam przez internet Julię ze Świdnicy. Długo ze sobą czatowałyśmy i w końcu postanowiłyśmy przejść z wirtualu do realu.
    W lipcowe sobotnie popołudnie umówiłyśmy się w baroccafe, obok Kościoła Pokoju. Idąc na spotkanie zastanawiałam się jak może wyglądać moja internetowa koleżanka, o której na razie wiedziałam, z jej opowieści, jedynie tyle, że jest szczupła i piegowata.
    W rogu kawiarenki, nad filiżanką aromatycznej herbaty siedziała nastolatka o długich jasnych włosach, śniadej cerze i ciemnych oczach. Przywitałyśmy się tak serdecznie, jakbyśmy były dobrymi znajomymi.
    - Czy tak jak ja idziesz teraz do pierwszej klasy gimnazjum? – zagaiłam.
    - Nie, ja dopiero za rok. Teraz idę do szóstej - odparła.
    Okazało się, że w przeciwieństwie do mnie Julia nie przepada za sportem, w ogóle nie gra w tenisa, bez którego ja nie wyobrażam sobie życia. Woli rysować i czytać, ostatnio jest zafascynowana „Magicznym drzewem”. Po kwadransie zaproponowała spacer po placu Pokoju.
    - Nie bez powodu na miejsce naszego spotkania zaproponowałam kawiarenkę koło Kościoła Pokoju – wyznała. - Jak zapewne wiesz ten Kościół jest wyznania ewangelickiego, bywam tu co niedzielę. Jestem ewangeliczką. Domyślam się, że ty jesteś katoliczką.
    - Zgadza się. U nas msze odprawia ksiądz. Czy u was jest tak samo?
    - W Kościele ewangelickim nabożeństwa prowadzi ksiądz, zwany też pastorem. Czy są w was jakieś sakramenty?
    -Tak. Mamy sakramenty chrztu, bierzmowania, najświętszego sakramentu, pokuty, namaszczenia chorych, kapłaństwa i małżeństwa, w sumie siedem sakramentów świętych.
    - Wow! U nas są tylko dwa: chrzest i komunia.
    - Widziałam kiedyś na fotografii różę Lutra. O co chodzi z tym znakiem? – zapytałam, kiedy mijałyśmy plebanię.
    - To symbol pokoju oraz pociechy i radości z wiary. Składa się z krzyża umieszczonego w sercu na tle białej róży. Można powiedzieć, że to logo naszego kościoła. Najważniejszym źródłem wiary jest dla nas Ewangelia, według której powinien postępować każdy ewangelik.
    - Czy tak jak my obchodzicie Wielkanoc i Boże Narodzenie?
    - Jasne, to dla nas tak samo ważny czas. To, co różni nasze religie, to komunia pod dwiema postaciami, chleba i wina. Nie uznajemy czyśćca, nie oddajemy hołdu Marii ani świętym. No i nasi księża mogą zakładać rodziny. Nie obowiązuje ich celibat – wyjaśniła Julia.
    - Nie przeszkadza ci, że na nabożeństwa ewangelickie przychodzi kilkadziesiąt osób, a nie, jak kiedyś, kilka tysięcy?
    - Nie. Właśnie z tego powodu wierni są bardziej zżyci ze sobą, każdy każdego zna. Jesteśmy prawie jak rodzina.
    Wędrowałyśmy po placu ponad godzinę. Julia pokazała mi zabytkowe nagrobki, opowiedziała historię dzwonnicy i organów. Już ustaliłyśmy kolejne spotkanie – za tydzień widzimy się w katedrze. Tym razem ja będę przewodnikiem.
     

    Olga Szalecka

    Świdnica, Gimnazjalistka

  • figury

    Ach, jaka ona piękna! Prawdziwa anielica – żadne słowa nie są w stanie opisać jej urody. Gdybym miał złotą trąbę, albo chociaż klarnet, tak jak niektórzy moi bracia z organów, zagrałbym na jej cześć balladę miłosną. Kiedyś, już po zachodzie słońca powiedziała mi, że ma prawie 300 lat i została wykonana przez Gottfrieda Augusta Hoffmana z okazji wybudowania ołtarza. Tyle lat! Dobrze, że Aaron był zawsze dobry z matmy, to on policzył jej wiek i dlatego odradzał mi dalsze zaloty. Ale co tam, lubię doświadczone kobiety. Wśród niezliczonej ilości jej sióstr nie ma równie pięknej. Jak ją opisać? Moja luba ma pozłocone skrzydła i drewnianą cerę pokrytą białą farbą, która podkreśla szlachetność jej rysów. Nie ukrywajmy, taki wiek robi swoje. Jej twarz pokrywa już kurz, ale oczywiście, jak większość kobieta zapiera się i twierdzi, że właśnie nałożyła maseczkę.  Ja tam swoje wiem, w dodatku słyszałem, jak przewodnik opowiadał, że gruba warstwa kurzu pokrywającego rzeźby stanowi dla nich ochronę przed czynnikami niszczącymi, np. światłem. Na szczęście już niedługo wszystkich nas odrestaurują ci mili panowie konserwatorzy z dołu.

    Zresztą, kto powiedział, że anioły puszą być wierne pierwszej miłości? Zawsze mogę pogadać z kumplami. Czasami trochę się wywyższają, bo przecież stoją na ołtarzu, ale fajnie dogadywaliśmy się przez tyle lat. Stoją od lewej: Mojżesz, Aaron, Jan Chrzciciel, św. Piotr i św. Paweł. Najważniejszy jest na ołtarzu Jezus, któremu wszyscy składamy hołd. Mimo wszystko najbardziej lubię Aarona. Ma wielki turban i  chwali się złotym kadzidłem. Ostatnio. W lipcowy poniedziałek skarżył mi się, że słońce raziło go w oczy o godz.18.23. Niesamowity facet, ma świetną pamięć do dat! Nikt z nas nie mógł się jednak odzywać w tamtym momencie, bo kościół akurat zwiedzała kolejna grupa - tym razem związana z Artystycznym Latem na placu Pokoju. Całkiem mili, zapisywali wszystko w śmiesznych notatnikach i dopytywali o najdrobniejsze szczegóły. Fajnie być rzeźbą – można oglądać świat z zupełnie innej perspektywy.

    Dominika Sieńko

    Świdnica
    Uczennica II Liceum Ogólnokształcącego w Świdnicy. Zabiegana, zapominalska, określana przez znajomych jako ,,nieogarnięta”, staram się wyciszyć, co od zawsze było dla mnie nie lada wyzwaniem. Uwielbiam rozmowy ze znajomymi dosłownie o wszystkim. Nawet o pogodzie, czy nowych miejscach, które staram się poznawać w trakcie licznych wycieczek. Cenię sobie każdy miły gest i uśmiech skierowany w swoją stronę, bo uważam, że właśnie takie drobiazgi pomagają uczynić nasze życie znośnym i motywują do spełniania planów i marzeń. Choć plany potrafię zmieniać co 10 sekund, to w najbliższej przyszłości postaram się tego nie robić. Chciałabym dostać się na filologię angielską na dobrej uczelni i czerpać z życia pełnymi garściami. Mam nadzieję wytrwać w tym postanowieniu.

  • gra organowa

    To moja mama namówiła mnie i Olę na koncert organowy w Kościele Pokoju. Same w życiu byśmy nie poszły. Mówiła, że to będzie ciekawe przeżycie, ale my byłyśmy pewne, że będzie nudno. Okazało się zupełnie inaczej.

    Kiedy weszłyśmy do świątyni, przywitał nas zapach starego drewna oraz mroczne wnętrze, rozświetlone lampami. W środku był tłum ludzi, głównie starszych. Muzyka organów była tak przejmująca, że niemal wstrzymałam oddech. Raz cicha i spokojna, kiedy indziej dobitna, wyrazista i dynamiczna, sprawiała, że czułam się jakbym podróżowała w czasie, jakbym przeniosła się do baroku. Żaden koncert nie zrobił dotąd na mnie takiego wrażenia. Mama miała rację, warto było przyjść.

    Utwory zagrano na mniejszych organach, tych nad ołtarzem. Wyobrażam sobie, jak brzmiałyby na tych większych, nieczynnych. Może się doczekam…

    Martyna Filipiak

    Świdnica, Gimnazjalistka

  • groby

    11 lipca 2012 roku, na placu Pokoju spotkałam konserwatorki – Patrycję Walczak oraz Joannę Krasnodębską z Wrocławia. Od kilkunastu dni pracowały nad renowacją dwóch grobów.

    Aleksandra Koba: Dlaczego jeden z nagrobków jest cały biały? Czy to jest farba albo gips?
    Joanna Krasnodębska: Nie, to nie jest farba, ani gips. Po prostu owijamy nagrobek ligniną, żeby celuloza wchłonęła sole i inne szkodliwe związki. To jeden z etapów konserwacji. Powtarzamy go wielokrotnie.
    Na czym dokładnie polega wasza praca w tym miejscu?
    Patrycja Walczak: Zaczynamy od mycia kamienia kwasem, później doczyszczamy go mechanicznie i owijamy okładami odsalającymi. Następnie specjalnymi środkami wzmacniamy kamień i uzupełniamy ubytki.
    Jak fachowo nazywa się kształt tego nagrobka?
    PW: Dolna część to postument, wyżej cokół i obelisk - trójkątna i strzelista forma.
    Z jakiego kamienia jest wykonany?
    JK: Z piaskowca.
    Czy po zakończeniu prac nagrobek będzie miał inny kolor?
    JK: On na pewno będzie jaśniejszy, ponieważ teraz jest wilgotny, a więc ciemniejszy. Podbarwimy uzupełnienia, ale nie będziemy go malować.
    Wiadomo coś więcej o tym pomniku?
    PW: Najprawdopodobniej jest to grobowiec jakiejś niemieckiej rodziny.
    Dlaczego odnawiacie akurat ten?
    PW: Ponieważ znalazły się pieniądze na odnowę właśnie tego.
    Co go najbardziej niszczy?
    JK: Przede wszystkim warunki atmosferyczne: deszcz, wiatr.
    Jak długo jeszcze potrwa renowacja?
    PW: Jesteśmy tu już dwa tygodnie i spędzimy tu jeszcze miesiąc.
    Co jeszcze odnawiałyście w ostatnim czasie?
    JK: Zakres naszych prac nie tylko obejmuje kamień, ale też drewno.
    PW: Odnawiamy również sklepienia, niedawno na Dworcu Głównym PKP we Wrocławiu. Efekty naszych w Świdnicy będzie można zobaczyć również na bramie przy wejściu na plac Pokoju.
    Jesteście tutaj z obowiązku czy z przyjemności?
    JK: Bardzo lubimy tą pracę! Czasami jest ciężko przy tych chemikaliach, ale jesteśmy tutaj z powołania. To po prostu nasza pasja!

    rozmawiała Aleksandra Koba

    Świdnica, Gimnazjalistka

  • gwoździe

    Proszę nie dotykać tych gwoździ! Niech nikt nie waży się ich stąd zabierać! Tak, wiem. Mnie też tym karmiono od dzieciństwa: że kościół bez gwoździa, że w odległości strzału armatnią kulą od miejskich murów, i tak dalej. Ale jeśli tak nie było w rzeczywistości, to co? Czy to coś zmienia? Czy czemuś umniejsza? Odejmuje powagi? Pomniejsza zasługi?

    Wiem, że mity są potrzebne, a każdy obiekt i aspekt życia, który nie do końca rozumiemy, tymi mitami obrasta, jak kadłub statku obrasta muszlami małży. Im dłużej płynie, tym tych muszli ma na sobie więcej i więcej. Tak samo to miejsce - im dłużej tu stoi, tym więcej wokół niego narastało legend.
    Ja nie mówię, że to jest złe. Mnie się to nawet podoba. Taki folklor to cenna rzecz, którą powinno się pielęgnować i rozpowszechniać, zwłaszcza w czasach, gdy bardziej porusza nas śmierć serialowej Hanki niż tragedia rozgrywająca się za ścianą naszego mieszkania. To dobry sposób, aby nas uwrażliwić na to co jest blisko i to, co dotyka nas bezpośrednio.  Nie mówiąc już o tym, że stanowi to dobry start do dyskutowania z historią i faktami.

    Więc gdy sprawa taka, jak te gwoździe, wychodzi na wierzch, nie róbmy z tego tragedii. Nie zamiatajmy tego pod dywan. Uwierzmy w człowieka. To nie jest dziecko, którego jednym słowem można złamać i wywrócić jego cały świat do góry nogami.  Obawiam się, że w tym miejscu chyba nawet to dziecko obrażam, bo ono poradzi z tym sobie nawet lepiej niż my. W końcu każdy z nas wierzył kiedyś w świętego Mikołaja i żyje nadal pomimo tego, że już wie, że prezenty pod choinkę podkładają rodzice.
    Uwierzmy w człowieka, w jego inteligencję i jego dobre intencje. On się nie dopatrzy w tym żadnej afery.  A może wręcz przeciwnie.  Pomyśli sobie o tym, jak trudno było ludziom przemycić tu te elementy. Przecież postawiono warunki, nałożono ograniczenia: żadnych gwoździ i trwałych materiałów.  Być może ktoś ryzykował życiem, że te gwoździe tu wniósł i zamontował. Przecież za złamanie postanowień groziły sankcje.

    A może nie pójdzie tym sensacyjnym tropem, tylko pomyśli zupełnie inaczej: jest w końcu prawdopodobne, że gwoździe pochodzą z późniejszych okresów, gdy już te obostrzenia nie obowiązywały. To znaczyć może przecież, że ktoś o ten obiekt dbał, ktoś go wzmacniał i remontował.  Komuś zależało na tym, aby kościół trwał. Tak jak nam na tym zależy w tej chwili.

    Zostawmy ludziom tę swobodę, nie dopowiadajmy wszystkiego. Niech się domyślają, wymyślają nowe historie i nowe mity. Niech wyobraźnia dojdzie do głosu. Niech coś zostanie do odkrywania dla naszych prapraprawnuków. Gwoździe powinny pozostać tu, gdzie je znaleźliśmy.

    Beata Norbert

    Świdnica
    Zawodowo dłubię w aniołach, uprawiam rzemieślniczą partyzantkę i hoduję lawendę. Po godzinach jestem mamą. Z doskoku również eksżoną, przyjaciółką. Z zamiłowania podróżniczką, czytelniczką i wsłuchiwatką. Pasjami (choć niewprawnie) nadwyrężam ciało i umysł przy fotografowaniu.

  • hale

    Są cztery - Chrztów, Ślubów, Zmarłych i Polna. Rozłożone na czterech ramionach kościoła, przypominają naszą wędrówkę, od narodzin po śmierć.

    Hala Chrztów: - Znajdujemy się na początku naszej wyprawy zwanej życiem. Zwróć uwagę na piękną chrzcielnicę, którą dawno temu ufundowało sześć rodzin. Kiedyś tyle się tu działo! Niemal co niedzielę chrzczono dzieci, to był wspaniały czas… Teraz chrzty są sporadyczne, na szczęście znaleźli mi nowe zajęcie - jestem małym muzeum, gdzie można zobaczyć choćby ornaty dawnych księży.

    Hala Ślubów: - Jesteśmy pośrodku życia. Jestem najpiękniejsza i najbardziej uroczysta ze wszystkich. Prowadzą do mnie wielkie drzwi, nad nimi widnieje data 1652. W tym właśnie roku została wydana zgoda na budowę kościoła. Kiedy przez nie przejdziesz, znajdziesz się w przedsionku. Ściany są tu pomalowane na biało, okna zdobią witraże. Po prawej stronie znajdują się wąskie schody prowadzące do loży Hochbergów, równie imponującej jak ja. To ja witałam najznamienitszych gości, ostatnio nawet króla i królową Szwecji.

    Hala Zmarłych: - Choć jestem równie okazała jak moje siostry, zamienili mnie teraz na magazyn, gdzie konserwatorzy złożyli różne elementy. Nie jest to moja wina, po prostu gdy pamięć o cmentarzu zanikła, zmalała i moja rola. Jestem bardzo samotna, ponieważ niemal nikt tu nie zagląda. Ostatni pogrzeb odbył się w 1957 roku i to był oficjalny koniec mojej kariery.

    Hala Polowa: - Jestem najmniejsza i mało kto mnie zna. Nie można do mnie wejść, ponieważ drzwi są ciągle zamknięte. Jeśli tu trafisz, podnieś głowę: anioł jednym wskazuje drogę do nieba, innym do piekła. Co wybierasz?

    Martyna Horoszko

    Świdnica, Gimnazjalistka

  • integracja

    Co można robić w wolne dni urlopowe? Korzystać z kąpieli słonecznych nad morzem? Wędrować szlakami górskimi? Czy, tak jak jedenastu dorosłych, młodych duchem i o otwartych umysłach ludzi, wziąć udział w warsztatach literackich w ramach „Lata w Kościele Pokoju”. Na pozór nic ich nie łączy, mają różne profesje, dzieli ich wiek i doświadczenia życiowe. Każdy z nich przyszedł z innych pobudek, czego innego oczekuje od warsztatów. Wartością dodaną do wspólnego uczenia się pisania są szybko zawiązane zażyłe relacje, z których być może wyniknie coś nowego, entuzjastycznego. Nowy projekt? Jak postrzegana przez uczestników warsztatów była integracja w grupie? Jakie inspiracje zaczerpnęli? Zobaczcie sami – oto wypowiedzi kilku z nich.

    Pytanie 1 - Czego oczekiwałeś przed przyjściem na warsztaty?
    Dominika, lat 17, uczennica
    Do uczestniczenia w warsztatach zainspirowała mnie wychowawczyni. Z początku z niechęcią, stopniowo jednak coraz chętniej chodziłam na zajęcia. Spodziewałam się poszerzenia granic wiedzy w dziedzinie dziennikarstwa, głębszego poznania Kościoła Pokoju, spędzenia wakacyjnego czasu w przyjemny sposób. Dziś mogę powiedzieć, że moje oczekiwania zostały spełnione.
    Agnieszka, lat 36, właściciel firmy
    Chciałam zdobyć wiedzę z zakresu dziennikarstwa, dostać odpowiedź na pytanie, czy mogę i potrafię stworzyć coś, co będzie interesujące dla czytelników.
    Beata, lat 40, wolny zawód, pracownia rękodzieła
    Oczekiwałam ćwiczeń w pisaniu – oczekiwanie spełnione, inspiracji – spełnione, wskazania na moje błędy – poniekąd spełnione.
    Bartosz, lat 16, uczeń
    Byłem niepewny. Na początku martwiło mnie, że grupa dla młodzieży jest pełna i zabrakło miejsca dla mnie. Nie wiedziałem, czego się spodziewać po programie warsztatów.

    Pytanie 2 - Do czego zainspirowały Cię rozmowy, atmosfera warsztatów literackich?
    D.: Rozmowy, wymienianie się doświadczeniami były w mojej ocenie bardzo kształcące. Myślę, że przeżyte tu chwile zachęciły mnie do uczestnictwa w tego typu spotkaniach. Czuję w sobie chęć tworzenia, bawienia się formą, obcowania z ludźmi w różnym wieku.
    A.: Zawsze czerpałam inspirację od ludzi. Warsztaty literackie pogłębiły to, ale także nauczyły mnie, aby bardziej nastawić się na odbiór, słuchanie tego, co ludzie mają do przekazania.
    B.: Zrobiłam mnóstwo zdjęć oraz wstępne podsumowanie wspomnień na osobistym blogu.
    Bartosz: Warsztaty pozwoliły mi na bardziej dogłębne zbadanie kościoła. Dzięki prowadzonym dyskusjom rozwinąłem mój warsztat pisarski.

    Pytanie 3- Jakie będą, Twoim zdaniem, efekty integracji grupy?
    D.: Mam nadzieję, że z ludźmi z warsztatów utrzymam dalszy kontakt. Poznane tu osoby, od ucznia, artystkę, po emerytów zachęcają do dalszej integracji. Chciałabym spotkać się w tak miłym gronie jeszcze raz.
    A.: Wiem, że z kilkoma osobami pozostanę w kontakcie, a przynajmniej chciałabym. Być może spotkamy się podczas kolejnych projektów, które mam nadzieję powstaną. Przede wszystkim trwale połączy nas wspólne autorstwo przewodnika.
    B.: Mierne. Podtrzymam kontakt z jedną osobą i oczywiście w miarę możliwości i chęci z drugiej strony również z panią Anetą Augustyn.
    Bartosz: Podczas zajęć zawiązano nowe znajomości.
     

    Justyna Staręga

    Świdnica
    Jestem mamą oczytanego matematyka (10 lat) i rozbrajającej tancerki (3 lata) oraz żoną informatyka - domatora. Pracuję w szkole z dziećmi, które są dla mnie wyjątkowe, zawsze szczere i prostolinijne. Uwielbiam taniec, czytanie biografii, słuchanie Stinga, rozmowy w mojej wspólnocie i uczestniczenie w lokalnych artystycznych przedsięwzięciach (koncerty, przestawienia teatralne, projekty). Nie zrezygnuję nigdy z rozwoju osobistego, bo uważam, że wszystko się może w życiu przydać. Nie lubię bezdusznego traktowania siebie nawzajem, rozmów o niczym, użalania się nad czynnikami niezależnymi od nas. Lubię trzymać ster życia we własnych rękach, ale próbuję otwierać się na Tego, który wytycza mi drogę dobra. Jestem pogodzona z moimi wadami, a cieszę się zaletami, choć nie ustaję w dążeniach do tego, aby tych pierwszych było coraz mniej.

  • inskrypcje

    Na placu Pokoju jest ich całe mnóstwo. Znajdujemy je na cmentarzu. Wyryte w kamieniu imiona, nazwiska, daty, przypominają o osobach, które kiedyś tutaj żyły. Znajdujemy je we wnętrzu Kościoła Pokoju. Malowane i złocone litery na drewnianych tablicach nie tylko ozdabiają empory, ale też skrywają wciąż aktualne przesłanie dla kolejnych pokoleń świdniczan. 

    Katarzyna Rzeczkowska

    Świdnica, Gimnazjalistka

  • jasność

    Dzień, a właściwie kilka godzin spaceru po placu i Kościele Pokoju w Świdnicy. Słońce, które praży niemiłosiernie pozostawiam za murem okalającym posesję. Wewnątrz cisza, spokój i tajemniczość. Promienie próbują przebić się przez gęste korony drzew. Przyjemny chłód dodatkowo potęguje wrażenia z tego miejsca. Jasna, biało-brązowa bryła świątyni przyciąga wzrok i zaprasza do środka.  Półmrok we wnętrzu rozprasza światło, które wydobywa ukryte detale wpadając przez okna przypominające plastry miodu. Obserwuję świetliste smugi, w których wiruje kurz. Mam poczucie, że światło przenika i mnie, dając poczucie wewnętrznego rozświetlenia. Obraz nie gaśnie, a wrażenie nie przemija nawet po zamknięciu oczu.

    Elżbieta Rybczyńska

    Wałbrzych
    Urodziłam się dawno temu. Wolę nie pamiętać kiedy to było. Lata studenckie wspominam z rozrzewnieniem, ukończyłam Akademię Ekonomiczną we Wrocławiu. Kariera zawodowa przebiegła mi raczej spokojnie. Najpierw pracowałam w Zielonej Górze, a potem w Centrali Koncernu Energetycznego we Wrocławiu. Obecnie mieszkam w Wałbrzychu i jestem aktywną emerytką korzystającą z życia. Moi najbliżsi to ukochany mąż Piotr i dwaj synowie Krzysiu i Michał. Jestem z nich bardzo dumna.

  • konstrukcja

    Droga ciociu!
    Piszę, żeby opowiedzieć Ci o mojej wycieczce do Kościoła Pokoju w Świdnicy. To jedno z najciekawszych miejsc, jakie kiedykolwiek widziałam, nie spodziewałam się czegoś aż tak atrakcyjnego. Moją uwagę zwróciła wyjątkowa konstrukcja kościoła. Trochę o niej poczytałam o okazało się, że to miejsce zostało zbudowane tylko z nietrwałych materiałów, takich jak drewno, słoma, glina. Zastanawiałam się dlaczego. Słyszałam że cesarz Ferdynand III panujący w XVII wieku początkowo w ogóle nie zgadzał się na budowę kościoła, a w końcu przystał na nią, ale postawił ewangelikom pewne warunki. Niektóre z nich dotyczyły właśnie sposobu budowy kościoła – cesarz liczył, że nie przetrwa zbyt długo. A jednak budowla ma ponad 350 lat i nadal świetnie się trzyma. Sposób, w jaki ją postawiono nazywa się szachulcem. Polega na tym, że najpierw buduje się drewnianą konstrukcję, a następnie szczeliny pomiędzy deskami wypełnia gliną i słomą. Na budowę tego kościoła zużyto aż 3000 dębów!
    Szkoda, że Cię tu nie ma i nie możesz oglądać tych niezwykłości. Mam nadzieję, że szybko się zobaczymy; niedługo wracam. Do zobaczenia!
    Ewa

     

    Ewa Oleksiewicz

    Świdnica, Gimnazjalistka

  • kontemplacja

    Opowiem Ci o fascynującej przygodzie, jaką przeżyłam podczas zwiedzania unikatowego Kościoła Pokoju w Świdnicy i spaceru po terenie wokół świątyni. To czterohektarowy kompleks otoczony murem z zabudowaniami i starym cmentarzem, usytuowanymi wśród wiekowych cisów, dębów i lip. Całość, która dawniej była poza murami miejskimi, dziś tworzy niepowtarzalną enklawę w środku miasta. Po przejściu przez bramę, miałam wrażenie, że weszłam w inny, zaczarowany świat. Zostawiłam za sobą gwar miasta i weszłam w strefę ciszy, niesamowitej w połączeniu z zielenią i promieniami słońca przezierającymi przez gałęzie drzew. Stary cmentarz jest pełen nagrobków zatopionych w zieleni. Czy powiedzą mi coś o ludziach, którzy tu leżą? Niestety, są w większości nieczytelne, wypłukane przez deszcz, obrosłe mchem i płożącym się bluszczem. Leżą tu pochowani obok siebie zarówno ci znamienici, jak i zwyczajni mieszkańcy Świdnicy. Jedyne co ich wyróżnia, to nagrobki – jedne niepozorne, proste, a inne okazałe, unikatowe. Rozmyślam nad historią tego miejsca, miasta i przemijającym czasem. Trudna i burzliwa historia tych ziem wpisana i widoczna jest tu w każdym miejscu, w każdej alejce, drzewie, kamieniu. Tutaj czas jakby zatrzymał się i nam również każe zatrzymać się choć na chwilę, zastanowić się nad życiem i śmiercią.

    Łacińskie contemplatio oznacza przyglądanie, rozważanie, rozpamiętywanie, medytowanie.
    To miejsce znakomicie sprzyja kontemplacji. Trwam w zadumie nad upływającym czasem, przyglądam się reliktom przeszłości i nasłuchuję. Słyszę tylko szum starych drzew, niemych świadków dawnej świetności i śpiew gniazdujących tu ptaków. W kościele uderza mnie majestatyczny spokój. Patrząc z zewnątrz trudno uwierzyć, że w jego wnętrzu mieści się  tak wiele. Całe wnętrze pokryte jest malowidłami i obrazami, panuje półmrok, czuję przyjemny chłód. Siadam cicho, może usłyszę anielski koncert? Wokół cisza. Wszędzie czuć historię i kurz. Wspinam się po skrzypiących schodach na empory Zdumiewa mnie ogrom pracy włożonej w ozdobienie świątyni przez ewangelików i rozważam, jak bardzo musiała być bliska ich sercu.

    Irena Stefańska

    Świdnica
    Nie wiem co mogłabym napisać o sobie... Od 13 lat jestem na emeryturze i pracuję jako wolontariuszka. Wcześniej przez trzydzieści pięć lat byłam pielęgniarką. Przez całe życie starałam się i staram nadal pomagać ludziom. Nie znoszę bezczynności i mam nietypową pasję: lubię się uczyć. Zwłaszcza, że nauka nigdy nie sprawiała mi problemów. Już na emeryturze skończyłam Kolegium Teologiczne i jestem katechetką oraz Studium Duchowości Karmelitańskiej. Obecnie uczę się grafiki komputerowej. Od pięciu lat maluję obrazy, uprawiam turystykę górską i nizinną, uwielbiam podróże, biorę udział w różnych zajęciach na Uniwersytecie Trzeciego Wieku w Świdnicy, dużo czytam i rozwiązuję krzyżówki. Kocham życie, ludzi, przyrodę i zwierzęta. Moim problemem jest „chroniczny” brak pieniędzy. Więcej grzechów nie pamiętamJ

  • Kościół

    Składniki:
    - trzy tysiące dębów
    - glina
    - słoma
    - piasek
    - złoto
    - wytrwałość
    - silna wola
    - farby
    - dobre chęci
    - ludzie
    Sposób wykonania:
    Wykreśl na planie krzyża greckiego ogromny kościół. Na końcu każdego z ramion umieść halę. Pamiętaj, by z zewnątrz wyglądał skromnie i prosto. Gdy skończysz już projekt, zajmij się budową. Do dużego glinianego garnka wlej wodę i gotuj ją na wolnym ogniu. Następnie powoli dodawaj trzy tysiące dębów, starannie pokrojonych w deski. Kiedy z dębów ugotuje się szachulcowy bulion, dodaj dwie łyżki stołowe gliny, garść słomy i szczyptę piasku. Zajmij się teraz dobrymi pracownikami:  połóż ludzi na blaszce i posypuj trzema szklankami wytrwałości. Blaszkę włóż do piekarnika na 140 stopni i piecz przez około dwanaście miesięcy, aby przyzwyczaili się do wysiłku. W trakcie pieczenia stopniowo polewaj dwoma litrami silnej woli. Po upieczeniu starannie udekoruj dobrymi chęciami i wrzuć do garnka z szachulcowym bulionem. Energicznie wymieszaj piszczałką organową i dodaj sto kilogramów złota oraz wiadro farb. Gotuj jeszcze chwilę. Następnie przelej całość do barokowej miski i wylej na plan, który wcześniej wykreśliłeś.
    Pilnuj, by żaden pożar ani wojna mu nie zaszkodziły. Po dziesięciu miesiącach kościół będzie już gotowy. Ciesz się zachwycającym wnętrzem i pamiętaj, by czasem posypywać proszkiem do konserwacji i nacierać sokiem z turystów.

    Aleksandra Koba

    Świdnica, Gimnazjalistka

  • Kościół Pokoju w Świdnicy

    Jak człowiekowi choremu na raka
    Nie dawano mu wiele czasu- najwyżej jedno pokolenie
    Co jak na kościół może jest tygodniem
    Ze słomy
    Z drewna i gliny-
    A więc z ingrediencji wprost z Księgi Rodzaju
    Kazano go wznosić
    Wierząc, że wkrótce spali go pierwsza lepsza iskra
    Ludzkiej apokalipsy
    Tymczasem przetrwał gromy
    Szaleńców
    Barbarzyństwa wojen

    Teraz
    To biała wyspa Pokoju
    Na wciąż niespokojnych akwenach ludzkości
    Wejdź do środka ( masz aż 27 możliwości)
    I przeżyj polichromowy zawrót głowy
    Zanurz się w migotliwość chwili
    Pachnącą starym drewnem
    Podziwiaj w słońcu
    Złote blaski od aniołów użyczane naszym twarzom
    Wyjdź oczyszczony
    I za kościołem
    Przytul płowe nagrobki
    Zaklęte jak oswojone sarny

                                        POKÓJ Z TOBĄ ...
     

    Grzegorz Zientecki

    Warszawa
    Pochodzę z Lublina, ale obecnie mieszkam w Warszawie. Moje zainteresowania to podróże i literatura, zwłaszcza reportaż, poezja, dzienniki, biografie. Inspiracji szukam w sztuce i w naturze. Dotychczas wydałem tomiki: Wiersze Podróżne, Popiół i Rosa oraz Zoom Sindbada- wszystkie w krakowskim wydawnictwie Miniatura.

  • loże

    Znamy prawie całą historię Kościoła Pokoju. Oczywiście nie byłyśmy z nim od początku, ale po kolei dołączałyśmy do jego wystroju. Najstarsze z nas opowiadają najróżniejsze historie o kościele, które pamiętają jeszcze z najmłodszych lat. Ja uważam, że wszystkie jesteśmy równie ładne, ale ludzie twierdzą, że najpiękniejszą z nas jest loża Hochbergów. Trzeba przyznać, że jest wyjątkowo strojna, ale przecież wszystkie służyłyśmy arystokratom, rzemieślnikom, zamożnym rodom. Teraz wejście na nas jest zabronione pod karą administracyjną. Cokolwiek to znaczy, skutecznie odstrasza od nas turystów. Zwykle tylko obserwujemy ich z góry i mało nas obchodzą. Jednak kiedy całkiem niedawno odwiedził nas król Szwecji, byłyśmy bardzo zaintrygowane. Loża Hochbergów przechwalała się nawet, że to w niej zasiądzie monarcha. Niestety, król nie wszedł do żadnej z nas, za co jesteśmy na niego obrażone. Tak nas zawieść!
    Wystarczy na nas spojrzeć, aby zobaczyć, jaką mamy wspaniałą przeszłość. Dwie z nas to loże szpiegowskie: jedna z nich została już ujawniona, a reszta lóż spogląda teraz na nią z pogardą, mimo ważnej roli jaką niegdyś odgrywała. Druga loża szpiegowska do dzisiaj sprytnie się maskuje. W sekrecie zdradzę, że to ja. Jeśli chcecie, sami spróbujcie mnie znaleźć, ale uprzedzam, że to niełatwe. Moim zadaniem było chowanie szpiega, który donosił cesarzowi o wszystkim, co się tu działo.
    Podobnie jak inne loże jestem już zmęczona, bardzo przydałaby mi się renowacja. Ale czy się kiedyś doczekam?

    Katarzyna Oleksiewicz

    Świdnica, Gimnazjalistka

  • loże

    Loże koncertowe czekają na mecenasów

    Loża rodziny Hochbergów znajdująca się nad południowym wejściem do kościoła, dwie loże szpiegowskie na parterze oraz konstrukcje przypominające wagoniki górskiej kolejki usytuowane wzdłuż pierwszej kondygnacji empor.

    Dziś nikt nie korzysta z tych wyjątkowych miejsc, gdyż po wiekach eksploatacji wymagają gruntownego odnowienia. Jednak po przeprowadzeniu konserwacji z pewnością zachwycą przyszłych użytkowników, nie tylko wygodą zabytkowych siedzisk. Każda loża ma niepowtarzalny urok i charakter, zaś osoby które w nich zasiądą będą mogły podkreślić swój prestiż. Te rzadko spotykane w innych kościołach konstrukcje są doskonałym miejscem obserwacji otoczenia. Roztaczający się z nich widok jest niezakłócony innymi elementami wyposażenia świątyni. Przebywanie w nich pozwala także na większe skupienie i głębsze odczuwanie niezwykłości miejsca i sytuacji. Docierają tu także bez względu na swoje natężenie dźwięki, gdyż w całym kościele panują dobre warunki akustyczne.

    Loże cechowe na pierwszej emporze zawdzięczają istnienie hojności osiemnastowiecznych szklarzy, stolarzy i kuśnierzy. Specjalne miejsce dla rodziny Hochbergów ufundowali sami parafianie. Zaś dwie loże szpiegowskie przypominają o niełatwej historii. Każde z tych miejsce stało się swoistą reklamą osób, które kiedyś z nich korzystały.

    Mając na względzie tradycję wynajmowania miejsc w Kościele Pokoju zapraszamy i dziś – osoby indywidualne, całe rodziny oraz firmy – do składania ofert wykupienia miejsc w lożach. Zdobyte w ten sposób pieniądze zostaną przeznaczone na konserwację, a Państwo zyskacie zaszczytny tytuł Mecenasa Kościoła Pokoju. W czasie trwania umowy każdy Mecenas będzie Honorowym Gościem podczas wszystkich koncertów, spotkań, spektakli, nabożeństw i innych wydarzeń odbywających się w kościele. Będzie miał prawo zamieścić, w obrębie wynajętej loży, informację o sobie lub firmie. Reklama powinna być uzgodniona z właścicielem kościoła oraz konserwatorem zabytków, ponieważ jej forma i treść nie mogą burzyć klarownej kompozycji wnętrza.

    Oferty na adres - kosciol@kosciolpokoju.pl proszę nadsyłać od sierpnia 2012 roku.

    Bożena Pytel

    Świdnica

  • ludzie

    Dotarłeś do litery L, a to oznacza, że nasz przewodnik wzbudził Twoje zainteresowanie lub znalazłeś się tutaj przypadkiem wybierając litery losowo. Zastanawiasz się pewnie, jaka była idea nietypowego przewodnika, który właśnie czytasz. Mam nadzieję, że masz ochotę na więcej? Jeżeli tak to musisz nas poznać, bo przewodnik ten stworzyli ludzie tacy jak Ty. A właściwie mieszanina charakterów, upodobań i wspólny mianownik – chęć przeżycia przygody i poznania obiektu, który sąsiaduje z nami od lat. Ale zanim odkryjemy przed Tobą nasze tajemnice, warto, abyś dowiedział się kilku faktów o osobach, których nazwiska widnieją w informatorach turystycznych i archiwalnych księgach. Dzięki nim możesz to miejsce zwiedzić, usiąść w starej drewnianej ławce, posłuchać muzyki organowej i podziwiać kunszt rzeźb i obrazów.

    Pierwszy był znany Ci z lekcji historii Marcin Luter. Jego charyzma i potrzeba zmian dały początek reformacji. Jest ojcem chrzestnym tego miejsca. Nie wykonał żadnej fizycznej pracy: nie mieszał zaprawy, nie dźwigał belek, nie tworzył ozdób. Ale jego dobry duch był stale obecny podczas tworzenia magicznego kościoła. Nazwiska zasłużonych będą trudne, ale nie staraj się ich nauczyć na pamięć. Spróbuj wyobrazić sobie ich zdolności i pomysły, a na pewno zapadną Ci w pamięć. Zapomniałabym! Nie wszyscy mieli dobre intencje. Powiedzmy cesarz Ferdynand III Habsburg. To on zgodził się na zbudowanie kościoła, ale postawił tak trudne warunki, że tylko głęboka wiara i ogromna determinacja wiernych pozwoliła na stworzenie tej budowli. Coś z niczego - bo jak postawić obiekt trwały, jeżeli nie można użyć nawet jednego gwoździa. Ale wybaczmy cesarzowi złą wolę, wróćmy do dobroczyńców. Na początek architekt Albrecht von Saebisch, dziś byłby pewnie dyplomowanym inżynierem i cieśla Andreas Kaemper, nazwijmy go kierownikiem budowy. Oni dali początek, projekt budowli i szkielet. Ale zanim przystąpili do pracy pojawił się ktoś jeszcze - Christian Czepko: goniec, księgowy, specjalista od marketingu, PR-owiec? Trudno znaleźć słowo, które opisałoby jego zasługi. Wyruszył w daleką podróż, aby pozyskać fundusze na budowę. Dzięki niemu wieść o potrzebach świdnickich ewangelików dotarła na dwory europejskie. Pieniądze i materiały zostały zebrane i Kaemper skończył dzieło. Początkowo kościół był skromnie wyposażony, ale z biegiem lat zyskiwał na atrakcyjności. Gottfried August Hoffman zadbał o wygląd świątyni. Jego barokowy ołtarz oraz ambona zdobią wnętrze i służą do dziś podczas odprawianych tu nabożeństw. Po przyjeździe do Świdnicy, wżenił się w jedną ze lokalnych rodzin rzeźbiarskich. Jego wybranką została córka lokalnego artysty Christopha Martina. Trudno powiedzieć, czy połączyła ich prawdziwa miłość, czy zrozumiały w tamtych czasów interes. Hoffman posiadał doświadczenie rzeźbiarskie, ale jego nazwisko ani dorobek nie były znane. Odziedziczył schedę po teściu i można śmiało uznać, że koneksje ułatwiły mu zdobycie zlecenia. Podczas budowy Kościoła Pokoju napotykano na kolejne bariery finansowe. Z tych pewnie powodów malowidła na stropie zlecono lokalnym i zapewne niedrogim artystom Chrystianowie Sussenbachowi i Chrystianowi Kolitschky.
    Mówiąc o ludziach związanych z tym miejscem nie sposób nie wspomnieć o celebrytach, których zasługi w historii Kościoła Pokoju były nieocenione. Rodzina Hochbergów ufundowała dwa tysiące dębów niezbędnych do budowy. Uczeń Bacha Christoph Gottlob Wecker był tutaj długoletnim kantorem rozsławiającym muzykę swojego mistrza, dzięki któremu odbywa się rokrocznie Międzynarodowy Festiwal Bachowski. Współcześnie odwiedzają to miejsce politycy: Jerzy Buzek, Helmut Kohl, Tadeusz Mazowiecki, a niedawno także szwedzka para królewska.

    Kościół wciąż rozwija się. Jest Domem Bożym, zabytkiem odwiedzanym przez turystów z całego świata oraz, dzięki wspaniałym gospodarzom Waldemarowi i Bożenie Pytel, miejscem festiwali, koncertów, wykładów i letnich plenerów. Dzięki działalności artystycznej zaistnieliśmy także my, uczestnicy warsztatów literackich. Nasze odkrywanie kościoła trwało pięć dni. W sumie kilkadziesiąt godzin przygody duchowej pod fachowym okiem dziennikarki Anety Augustyn. Otworzyła nam serca i umysły na nowe doznania. Wzrok, węch, dotyk, słuch to zmysły, które pracowały podczas warsztatów na pełnych obrotach. Był wśród nas Leszek, przesympatyczny emeryt, z wykształceniem technicznym i artystyczną duszą. Autor pięknych listów i wiśniowych nalewek. I jego koleżanka Irena, też emerytka z energią realizująca swoją pasję: malarstwo i pisanie ikon. Dwoje licealistów: Dominika, cicha i skromna osóbka oraz Bartosz, dobrze wychowany młodzieniec; oboje wnieśli młodość i nowe spojrzenie na kościół; zaskoczyli nas całkowicie innym stylem pisania. Beata to uzdolniona artystycznie absolwentka politechniki; kocha fotografię i lawendę, tworząc z niej cudne zapachy do szafy. Kolejna artystka Asia wyróżnia się kolorowymi strojami i oryginalną biżuterią własnego autorstwa. Elżbieta, mama, żona i kobieta aktywna, nie zapominająca o własnych marzeniach. Halina pozytywnie nastawiona do życia znajduje szczęście w muzyce, religii, ludziach. Justyna – nauczycielka, poukładana i solidna, która podczas warsztatów dała się ponieść magii tego miejsca. Violetta – dziennikarka w lokalnej gazecie. Jej doświadczenie nieco mnie onieśmieliło.  Życzę jej, aby wydała książkę, bo wiem, że będzie to wspaniałe babskie czytadło. I ja, twardo stąpająca po ziemi, trochę cyniczna. Podczas tego tygodnia odkryłam w sobie nowe pokłady energii. Obiekt, który dotąd traktowałam turystycznie otworzył przede mną swoje wnętrze. No i osoba znająca to miejsce najlepiej, Bożena Pytel. Mam poczucie, że wyniosła wiele z naszych spotkań. Niejednokrotnie widziałam zaskoczenie na jej twarzy podczas czytanych przez nas wrażeń. Dla nas jej obecność była bardzo pomocna, jej wiedza i znajomość miejsca uzupełniła nasz przewodnik.

    Teraz, kiedy już nieco wiesz o ludziach tworzących to miejsce, przeczytaj od początku nasz przewodnik. Być może Twoja wcześniejsza krytyka zamieni się w uznanie i też odkryjesz w sobie ukrytą pasję.

    Agnieszka Kostka

    Wrocław
    Właścicielka biura podróży.

  • Luter

    Synu,
    w ramach warsztatów literackich, w których biorę udział, wylosowałem literkę L do przewodnika po placu Pokoju. Dlatego chcę Ci napisać o tym, czego udało mi się dowiedzieć o Marcinie Lutrze.
    Augustianin, ksiądz, uczony, profesor na uniwersytecie w Wittenberdze od najmłodszych lat wykazywał się dociekliwością i uporem. Wbrew ojcu, zamiast zostać prawnikiem, poszedł do zakonu o twardej regule. Później również okazał się być nieustępliwym człowiekiem. Kiedy został doktorem Pisma świętego złożył przysięgę że „będzie ze wszystkich sił bronił prawdy ewangelicznej."
    Jak mało kto widział potrzebę zmiany w praktykowaniu wiary katolickiej. Dostrzegał i krytykował wiele obrządków, m.in. sprawę odpustów. Zwłaszcza gdy papież Leon X ogłosił, że wszyscy, którzy - obok wypełnienia zwykłych, duchowych warunków - złożą ofiarę pieniężną na budowę bazyliki św. Piotra i Pawła w Rzymie, otrzymają odpusty, czyli darowanie grzechów. Duchowni poszli tak daleko, że zaczęto sprzedawać odpusty za zbawienie wieczne – tym samym wiara i nauczanie Chrystusa stawało się zbędne. Luter nie potrafił tego znieść i we Wszystkich Świętych na drzwiach kościoła zamkowego w Wittenberdze przybił pismo: 95 tez, które były zaproszeniem do dyskusji o odpustach i innych ważnych sprawach religii katolickiej. Współcześnie uważa się. że to wydarzenie było początkiem reformacji. Gdy dziś patrzymy na dzieje tamtego okresu, to wielu spraw nie dostrzegamy, albo je bagatelizujemy, bo dla nas są oczywiste. Popatrzmy jednak na Lutra moimi oczami.
    Został przez ewangelików z bohatera wiary. Jego dokonania są ogromne, m.in. był autorem "Postylli Domowej" czyli 64 kazań z okazji świąt roku kościelnego, napisał mały katechizm, dla wiernych i duży katechizm dla duchownych. Stworzył wiele pieśni kościelnych, w tym hymn ewangelicki „Warownym grodem jest nasz Bóg” i przełożył Biblię z greki i łaciny na niemiecki.
    Już choćby z tego powodu Luter jest dla mnie wybitnym humanistą, który zaniósł Pismo święte „pod strzechy”. Przekładając Biblię na niemiecki (a pamiętaj, że jest to rok 1534), napisał ją językiem bliskim językowi potocznemu. Stworzył w ten sposób język ponadregionalny, bo przy tłumaczeniu Pisma konieczne stało się precyzyjne określenie stylistyki, gramatyki i ortografii niemieckiej.
    Biblia taka, czytana w każdym prawie domu, a było to tradycją wśród ewangelistów, stała się wspaniałą szkołą kształtowania języka ogólnoniemieckiego, świadomości narodowej oraz jedności ludzi mówiących po niemiecku.
    Jeśli popatrzeć na rozwój polszczyzny w owym czasie i dostępności Pisma świętego w Polsce, to trochę zazdroszczę Niemcom, że my nie mieliśmy takiego swojego Lutra.
    Dzisiaj niektórzy piszą, że był człowiekiem o skomplikowanej psychice. Ale jak miał działać tak silny i wielkiego umysłu człowiek
    Był znawcą Biblii i w tej materii działał, "ku chwale Jezusa i ojczyzny", wierny złożonej niegdyś przysiędze. Jednak, powiem kolokwialnie, że facet miał charakterek, który spowodował trudne sytuacje. Przytoczę Ci Mariuszu niektóre z nich, bo ilustrują jego upór i niezłomność w naprawie kościoła, za który czuł się odpowiedzialny:
    - z początkiem 1518 roku odrzucił upomnienie generała zakonu w sprawie 95 tez,
    - jeszcze w październiku tego samego roku legat papieski odbył z nim tzw. przesłuchanie. Mimo nalegań Luter nie zrezygnował ze swojej nauki o nieskuteczności sakramentów. Mało tego, zarządał zwołania soboru,
    - w 1519 zakwestionował nieomylność soborów powszechnych,
    - w 1520 oświadczył, że uznaje tylko trzy sakramenty oraz spalił oficjalnie papieską bullę, która potępiła zdania wyjęte z jego pism,
    - nie podporządkował się wyrokowi Cesarza i ukryty przez księcia Ferdynanda Mądrego na zamku w Wartburgu, wtedy właśnie przetłumaczył Nowy Testament na język niemiecki,
    -  w 1521 opublikował pismo przeciwko Mszom świętym "prywatnym", a potem pismo przeciw ślubom zakonnym,
    - poślubił dawną zakonnicę, Katarzynę von Bora, która wystąpiła z zakonu,
    - w 1539 ogłosił tekst, w którym dowodził, że tylko ten sobór powszechny jest wiarygodny, którego postanowienia są zgodne z Pismem świętym.
    Widać więc jak radykalnie działał i jak daleko posuwał się w reformowaniu Kościoła.  
    Głosił że jedynie wiara może nas zbawić, wiara oparta na Piśmie świętym i na dwóch sakramentach ustanowionych przez Chrystusa: chrzcie i Eucharystii, a nie na autorytecie Kościoła czy tradycji. Według niego Chrystus jest obecny w słowie Bożym i w sakramentach, stąd nacisk na  kazanie w nabożeństwach. Uważał że nie istnieje nieomylny urząd Kościoła, że nie ma kapłaństwa urzędowego. Istnieje tylko kapłaństwo ogólne albo powszechne wiernych - każdy chrześcijanin jest kapłanem.
    Katoliccy krytycy nauczania Marcina Lutra, zarzucają mu, że nie rozumiał Eucharystii, że odrzucił śluby zakonne, celibat księży i całą hierarchię z papieżem na czele jako struktury świeckie, czysto porządkowe. Że popełniał błędy człowieka gwałtownego, pewnego siebie, apodyktycznego, kategorycznego. Charakterystyczne są jego trzy zasady: tylko wiara, tylko łaska, tyko Pismo.
    Przy słowach tylko wiara - zarzuca mu się, że zapomina o słowach "nadzieja" i "miłość".
    Przy słowach tylko łaska – zarzuca się, że nie ma tu miejsca na "wolną wolę i na zasługę ".
    Oprócz wielkich dokonań i wpływu Lutra na wiernych, wyłania się też "ciemna strona mocy". Wyobraź sobie, że Luter był jawnym antysemitą, w swoich pismach wzywał do dyskryminacji Żydów, proponował aby palić żydowskie szkoły i synagogi, burzyć ich domy. Kierował te pisma jednak tylko do książąt, a nie do ludności, tak, iż nie skutkowały one wezwaniem do pogromów. Żaden z książąt nie uległ jego namowom. Antysemickie pisma Lutra w XX wieku cytowali narodowosocjalistyczni ideolodzy. Luter wyrażał pogardę także dla Serbołużyczan zamieszkujących okolice Wittenbergi, nazywając ich "najgorszym ze wszystkich narodów". Na bazie niezadowolenia społecznego, i pod wpływem błędnie rozumianej nauki Lutra o wolności chrześcijańskiej,(w 1525 wybuchła w Niemczech "wojna chłopska", w której zginęło około150 tys. osób. Wyniszczająca wojna trzydziestoletnia między katolikami i protestantami miała również swój prapoczątek w reformacji.
    Tak więc oprócz niewątpliwie dobrych owoców działalności Lutra widzę i złe następstwa. Dostrzegam jednocześnie ogrom pracy twórczej tego człowieka i przychodzi do mnie myśl, że tylko ci ludzie, którzy się ofiarują z całym oddaniem, mogą zrobić coś wielkiego. Być może Twój stary ojciec trochę za mocno przynudza, ale jak tu napisać krótko o tak wielkim człowieku?
    W każdym razie proponuję Ci abyś odwiedził w swojej Jeleniej Górze ewangelicki kościół garnizonowy i zapoznał się z jego historią. A jak przyjedziesz do Świdnicy, odwiedzimy razem przepiękny Kościół Pokoju, o którym napiszę Ci w następnym liście.
    Ściskam, tato

    Leszek Niebudek

    Świdnica
    Jestem emerytowanym inżynierem elektrykiem, ciągle młodym duchem. Od wielu lat szukam mądrości, rozumienia oraz sensu, nawet w bezsensownych zdarzeniach. Uczyłem się uważności ćwicząc kaligrafię, zaś wewnętrzny pokój staram się osiągnąć poprzez wybaczanie i modlitwę. Życie duchowe i praca umysłowa (ciągle prowadzę badania naukowe) idą dla mnie w parze i są bardzo pociągające, dlatego poświęcam im sporo czasu. Przez wiele lat hobbystycznie konserwowałem zabytkowe meble. Dzięki temu poznałem techniki renowacji antyków, a także style artystyczne w meblarstwie.

  • malowidła

    Organy, ołtarz, ambona, empory... Wszystkie te elementy czynią świdnicki kościół niepowtarzalnym, jedynym w swoim rodzaju. Jeśli tu trafisz, koniecznie podnieś wysoko głowę. Pod koniec XVII wieku dwaj świdniczanie, Chrystian Sussenbach i Chrystian Kolitschky pokryli stropy gęstymi malowidłami. W ciągu trzech lat stworzyli cztery obrazy nawiązujące do Objawienia św. Jana oraz piąty, pośrodku, przedstawiający Trójcę Świętą, pod której wezwaniem wzniesiono świątynię. Malowidła układają się na kształt krzyża, a pomiędzy nimi fruwają niezliczone anioły – znak rozpoznawczy Kościoła Pokoju.

    Olga Szalecka

    Świdnica, Gimnazjalistka

  • mikrokosmos

    To dla mnie miejsce szczególne, gdzie czas zatrzymuje się, a ślady życia ogłaszają tylko rozśpiewane ptaki. Tu odpoczywam, odreagowuję, tu nastawiam się na własne wnętrze. Wędrując, przechodzę przez bramę i wkraczam w inny świat. Przekraczam granicę rzeczywistości i nastawiam się na odbiór i kontemplację. Wiem, że tuż za murem toczy się codzienne życie, a tu? Dotykam śladów minionych wydarzeń, ludzi, którzy tutaj przebywali, czuję subtelny zapach historii.

    Idąc wzdłuż kilometrowego muru okalającego plac Pokoju widzę mroczny cmentarz, na którym oprócz tablic nagrobnych z herbami rodzin z minionych wieków są również, aktualnie poddawane renowacji, wykonane z jasnego piaskowca obeliski. Pod jednym z nich jest pochowana niejaka Maria Magdalena Petersen. Wyobrażam sobie ją jako ukochaną, nastoletnią córkę wysoko postawionego barona, zmarłą w wyniku nieuleczalnej choroby, której nawet najznamienitsi medycy nie mogli stawić czoła. Rozpacz ojca nie miała granic, dlatego ufundował jej pięknie rzeźbiony pomnik. Tym samym uwiecznił jej pamięć.
    Zaintrygowała mnie teraz gra świateł. Lekko przenikają przez stare, wysokie drzewa. To wszystko sprawia, że miejsce staje się ciepłe i bezpieczne. Podnoszę wysoko nogi i idę wśród nagrobków przykrytych konserwującym je bluszczem. Moja uwaga nastawiona jest na niepowtarzalność i tajemniczość tego miejsca. Zatrzymałam się, łapałam chwile, dotykałam starych, chropowatych nagrobków pokrytych rzeźbionymi postaciami i uświadomiłam sobie jedno… Że gdy będę potrzebowała odosobnienia, samotności, oderwania od chaosu i zgiełku codzienności, znów tu przyjdę i będę czerpać z tajemniczego, ale zarazem bezpiecznego klimatu, jaki stwarza plac Pokoju w Świdnicy.

    Justyna Staręga

    Świdnica
    Jestem mamą oczytanego matematyka (10 lat) i rozbrajającej tancerki (3 lata) oraz żoną informatyka - domatora. Pracuję w szkole z dziećmi, które są dla mnie wyjątkowe, zawsze szczere i prostolinijne. Uwielbiam taniec, czytanie biografii, słuchanie Stinga, rozmowy w mojej wspólnocie i uczestniczenie w lokalnych artystycznych przedsięwzięciach (koncerty, przestawienia teatralne, projekty). Nie zrezygnuję nigdy z rozwoju osobistego, bo uważam, że wszystko się może w życiu przydać. Nie lubię bezdusznego traktowania siebie nawzajem, rozmów o niczym, użalania się nad czynnikami niezależnymi od nas. Lubię trzymać ster życia we własnych rękach, ale próbuję otwierać się na Tego, który wytycza mi drogę dobra. Jestem pogodzona z moimi wadami, a cieszę się zaletami, choć nie ustaję w dążeniach do tego, aby tych pierwszych było coraz mniej.

  • mistycyzm

    Proszę odezwij się. To już piąty e-mail w tym tygodniu!  Wiem, że moje ostatnie zachowanie mogło Cię urazić. Proszę Cię o zrozumienie. Miałeś prawo się zdenerwować, ale wiesz jak jest. Praca, dziecko, obowiązki domowe i jak zawsze brakuje czasu na inne, ważne aspekty:(. Pogoń za kasą i pozycją sprawia, że funkcjonuję jak automat. Twój ostatni wpis na fejsie był bardzo smutny. To było jakieś dwa tygodnie temu. Od tego czasu nie pojawiasz się. Z Naszej Klasy też zniknąłeś chyba na dobre. Profilu nie usunąłeś, ale jesteś nieobecny. Próbowałam pisać też na GG, ale Twój status jest ciągle niewidoczny i nie wiem, czy faktycznie Cię nie ma, czy chcesz być dla mnie niedostępny. A może jesteś na urlopie – w końcu jest lato. Pamiętasz poprzednie wakacje, las, łąki, jezioro? W trakcie spacerów dużo rozmawialiśmy. Właściwie ja mówiłam, a Ty słuchałeś. Dało mi to napęd na cały rok. Miałam wrażenie, że rozumiemy się bez słów. Widziałam Twoje dzieło w szumie drzew, ruchliwym mrowisku, w stalowoniebieskim żuczku, który przysiadł na muchomorze. To był piękny czas. Nieziemska cisza przerywana stukotem uderzających o dach domku szyszek. A później skończyły się wakacje i rozpoczął się kolejny pracowity rok, podczas którego nie poświęciłam Ci zbyt wiele czasu. Pewnie po prostu masz dość. Dość narzekania, marudzenia i moich oczekiwań. Też nie lubię, kiedy znajomość z człowiekiem jest jednostronna. Jedna strona daje, a druga tylko bierze. Nie gniewaj się. Egoizm to naturalny stan ducha. Czasem się w nim zatracamy i nie zauważamy, że ktoś obok potrzebuje pomocy. Mogłeś się obrazić. Rozumiem. Wiem, wiem, ile można słuchać dowcipów „Neonówki” o Lucjanie. Za pierwszym razem pewnie było zabawne, a później to już odgrzewany kotlet. Kurczę, nie popisałam się. Mam kaca moralnego i nie wiem jak to naprawić. Czy zwykłe słowo przepraszam wystarczy? Brakuje mi Ciebie. Rozmów, spotkań, wspólnej kawy. Nawet tego, że ciągle oceniasz moje zachowanie. Ale uwierz mi, że trudno jest zachować spokój, jak uświadamiam sobie, że znowu miałeś rację. Zmęczenie powoduje, że odbieram Twoje uwagi tylko jako krytykę, choć w głębi ducha wiem, że masz dobre intencje. Czy Ty musisz być zawsze taki mądry? Okaż czasem słabość, żebym nie czuła się tak podle. Liczę, że tym razem odpowiesz. A jak nie masz ochoty rozmawiać, to zrób chociaż autofotkę komórką i wyślij ja mms-em, żebym wiedziała, że żyjesz. No tak, zapomniałam, że twój model nie obsługuje tej funkcji. To już sama nie wiem, może chociaż mały, krótki sms z hasłem „jestem”. I sprawdź proszę spam, może tam trafiają moje maile.
    Buziaczki A.

    ps.  
    Od 9 do 13 lipca będę przebywać w Kościele Pokoju w Świdnicy. Spróbuję Cię tam namierzyć. Jeżeli uznasz, że chcesz ze mną porozmawiać, daj mi jakiś znak.

    Agnieszka Kostka

    Wrocław
    Właścicielka biura podróży.

  • nabrzmiałość

    Stoję na skraju milczenia. Rośnie we mnie namacalny zachwyt, jego nabrzmiałość scala mnie od środka. Idę... Poruszam się wolno wzdłuż długiego, okalającego pasma muru, moje stopy maszerują równo, liczę kroki nabrzmiałe od znaczenia. Przekraczam bramę, mija mnie niespiesznie rudy kot. Dokąd pójdzie? Gdzie mnie zaprowadzi? Szukam właściwego startu mojej nasączonej znakami wędrówki po placu Pokoju. Potrzebuję, aby ten we mnie zagościł, zintegrował, napełnił właściwym pojmowaniem.W tym miejscu wszystko mi się rozjaśnia, znikają chmury, rodzi się nowa jakość. Tak, tego pragnę, tego chcę. Chłonę powietrze, przesączam je przez wszystkie komórki mojego ciała. Prowadzi mnie światło, wewnętrzny przewodnik po najważniejszych prawdach. Tu sprawy nabierają nowego znaczenia, w medytacyjnym rytmie podążam w stronę świątyni. Dziś znajdę odpowiedź na moje pytanie. Prowadzi mnie zapach, niebotycznie wyrazisty. Przystaję na chwilę, żeby zatrzymać go w sobie. Przekraczam próg... W Hali Chrztów doznaję oczyszczenia, tego na równi z obmywanymi tu od 350 lat maleństwami. Widzę ją, przemyka za chrzcielnicą - młoda kobieta w czerni będzie moim przewodnikiem. Skradając się cicho za nią przekraczam kolejny próg, tym razem już do bazyliki. Oddycham, wchłaniam historię tego miejsca. Ilu ludzi przede mną odnajdywało tu schronienie, powierzało swoje troski Najwyższemu?

    Kobieta towarzyszy mi nieustannie. Staję skąpana w kościelnej historii, anioły we wnętrzu muskają mnie skrzydłami. Ich lot kreśli smugi w powietrzu. Stoję na desce, która trwa tu od lat, skrzyneczka na modlitewnik skrywa dawną tajemnicę. Chciałabym wśliznąć się przez jej dziurkę od klucza, aby znaleźć schronienie w jej małej przestrzeni, by być tu i czerpać dłużej. Idę jednak dalej - wiara, nadzieja i miłość prowadzą mnie. Chłonę historię tego miejsca jedną częścią, drugą nastrajam na odbiór najdelikatniejszych wibracji z góry, które spływają delikatnie, rozpryskując się jakby w kropelki rosy. Kobieta

    zniknęła, szukam jej nieporadnie po emporach. Z mgły powstała, we mgle się rozpłynęła. Uznaję to za znak do własnych poszukiwań. Schody na ambonę wyglądają jak oblane lukrem. Światło przelewa się przez Golgotę, zesłanie Ducha Świętego i Raj. Jestem  we wnętrzu sam na sam z tajemnicą. Nabrzmiewam nią, sycę się jej ogromem i blaskiem. Za oknem burza, jej odgłosy wnikają nienachalnie do wnętrza, brzmią jak muzyka. Anioły ze sklepienia dołączają swe brzmienie. Delikatny ruch skrzydeł i muzyka w najczystszej postaci, niebiańska. Dusza przemawia najciszej, a jednak słyszalnie. Tylko tu jest to możliwe. Piszczałki organów stoją równo w rzędzie w oczekiwaniu. Już kalikanci spieszą tłoczyć powietrze. Rozlega się muzyk a nabrzmiała deszczem, idealne brzmienie dla duszy. Burza mnie nastroiła, spoiła z zapachem historycznego surowca. Jest, mój przewodnik z mgły. pojawia się w przestrzeni okołoorganowej. Wskazuje w górę. Zadzieram głowę wysoko. Osiem, oktagonalny wizerunek. Osiem, symbol nieskończoności… Deszcz ustał, kościół udzielił mi schronienia. Świat przegląda się w kałużach.   

    Joanna Dorosińska

    Świdnica, Stroicielka snów.

  • nagrobek

    Uwaga! Dnia 13 lipca 2012 roku z cmentarza na placu Pokoju w Świdnicy zginął obelisk neoklasycystyczny zbudowany z jasnego piaskowca. Oparty na cokole i postumencie, bogato zdobiony motywami kwiatowymi i herbem zmarłej osoby jest poszukiwany ze względu na zabytkową wartość. Wspomniany nagrobek ma rzadko spotykane kształty, a wyryte na nim elementy roślinne są unikatowe.  Ostatnio obelisk został poddany szczegółowej odnowie, a uzupełnienie niewidocznych wcześniej liter pozwala na odczytanie imienia, nazwiska oraz daty urodzin i śmierci pochowanego tu człowieka. W grobie jest pochowana Maria Magdalena Petersen; zdesperowani potomkowie wyznaczyli wysoką nagrodę pieniężną dla znalazcy.  Opiekunowie placu Pokoju proszą o kontakt.

    Dominika Sieńko

    Świdnica
    Uczennica II Liceum Ogólnokształcącego w Świdnicy. Zabiegana, zapominalska, określana przez znajomych jako ,,nieogarnięta”, staram się wyciszyć, co od zawsze było dla mnie nie lada wyzwaniem. Uwielbiam rozmowy ze znajomymi dosłownie o wszystkim. Nawet o pogodzie, czy nowych miejscach, które staram się poznawać w trakcie licznych wycieczek. Cenię sobie każdy miły gest i uśmiech skierowany w swoją stronę, bo uważam, że właśnie takie drobiazgi pomagają uczynić nasze życie znośnym i motywują do spełniania planów i marzeń. Choć plany potrafię zmieniać co 10 sekund, to w najbliższej przyszłości postaram się tego nie robić. Chciałabym dostać się na filologię angielską na dobrej uczelni i czerpać z życia pełnymi garściami. Mam nadzieję wytrwać w tym postanowieniu.

  • nekropolia

    Kiedy wchodzimy na plac Pokoju, zauważamy przede wszystkim imponujący, odnowiony kościół. Nie wszyscy zauważają, że prawdziwa magia tego miejsca nie mieści się tylko w budynku. Cały plac składa się z czegoś więcej - oprócz rzeźb, obrazów i barokowego wnętrza kościoła, warto zwrócić uwagę na przykościelny cmentarz. Nekropolia złożona ze starych nagrobków przypomina wielki kamienno-zielony labirynt. Można tam odnaleźć nazwiska rodzin, które żyły na tych terenach,
    ślady ludzi, którzy przeminęli.

    Niestety wiele grobów zostało zniszczonych, niektóre kamienie są powyrywane i zarośnięte bujną roślinnością. Najróżniejsze bluszcze i paprocie wydają się tulić piaskowcowe i granitowe płyty. Może kiedyś, gdy zakończą się prace renowacyjne, nekropolia odzyska swoją magię. Na razie trzeba uważać, żeby nie potknąć się o kamienie i nie natknąć na któregoś z duchów zamieszkujących to miejsce.

    Katarzyna Oleksiewicz

    Świdnica, Gimnazjalistka

  • niepowtarzalność

    Świdnica, dnia 12.07.2012

    Cześć Piotrze!  

    Wiem, umówiliśmy się, że nie będziemy korespondować w czasie urlopu. Moje wrażenia z podróży po Dolnym Śląsku miałam Ci opowiedzieć dopiero podczas naszego spotkania. Łamię jednak ustalenia, bo koniecznie chcę Ci coś opisać. Dzisiaj podczas mojej wędrówki trafiłam na perełkę - jeden z trzech naszych zabytków wpisanych na listę UNESCO, Kościół Pokoju w Świdnicy. Obiecaliśmy sobie kiedyś, że zwiedzimy go razem, ale nic straconego, możemy to jeszcze nadrobić. Kościół otoczony jest murem w obrębie którego stworzono jeszcze kilka budynków oraz cmentarz. Miałam wrażenie, że to mała enklawa ciszy, spokoju i skupienia. To lato jest wyjątkowo ciepłe i z lubością zanurzyłam się w cień, który rzucają rosnące tu stare drzewa. Dwa nagrobki, brama, ambona są właśnie w trakcie konserwacji, co świadczy o trosce, jaką gospodarze otaczają swój obiekt. Wiesz, podziwiam ich. Utrzymać tak olbrzymi obiekt w należytym stanie wymaga ogromnego wysiłku. Chyba trzeba być pasjonatem. Sam kościół to proporcjonalna biała bryła, poprzecinana brązowymi liniami drewnianych belek. Zapomniałam jak taki sposób budowania się nazywa, chyba szachulec. Pierwsze wrażenie po wejściu do środka zapiera dech w piersiach. We wnętrzu nagromadzono mnóstwo wspaniałości, na każdym kroku widać przepych i kunszt rzeźbiarzy, malarzy i budowniczych. Wyobraź sobie, że cały kościół wraz z wyposażeniem został zbudowany z drewna i pomimo przetaczających się przez te ziemie nawałnic przetrwał stulecia. Szybko udziela mi się atmosfera tego miejsca - cisza, spokój i światło. Mam wrażenie, że kościół żyje. Wspaniała akustyka tego miejsca powoduje, że chętnie słucha się organizowanych tu koncertów. Mam cichą nadzieję, że urządzimy sobie kiedyś taką ucztę duchową. Zabawne, że  na każdym kroku towarzyszyły mi rzesze aniołów. Czułam się jak w niebie. Chyba w żadnym ze zwiedzanych kościołów nie przeżyłam czegoś takiego. Próbowałam nawet policzyć anielskie wizerunki, ale niestety to niemożliwe.

    No i na koniec ciekawostka: dwie loże szpiegowskie. Wyobrażasz sobie - w kościele! Jak widać i w dawnych czasach panujący chcieli wiedzieć wszystko o poddanych.  Na pamiątkę wizyty zrobiłam dużo zdjęć i kupiłam przewodniki. Mam nadzieję, że ten list przybliży Ci choć trochę piękno tego miejsca Ja czuję niedosyt i myślę, że jeszcze nie raz będę tu wracać.
    Elżbieta

    Elżbieta Rybczyńska

    Wałbrzych
    Urodziłam się dawno temu. Wolę nie pamiętać kiedy to było. Lata studenckie wspominam z rozrzewnieniem, ukończyłam Akademię Ekonomiczną we Wrocławiu. Kariera zawodowa przebiegła mi raczej spokojnie. Najpierw pracowałam w Zielonej Górze, a potem w Centrali Koncernu Energetycznego we Wrocławiu. Obecnie mieszkam w Wałbrzychu i jestem aktywną emerytką korzystającą z życia. Moi najbliżsi to ukochany mąż Piotr i dwaj synowie Krzysiu i Michał. Jestem z nich bardzo dumna.

  • nuty

    - Ludwigu! Ludwigu, czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - mistrz Beethoven ani drgnął. Siedział wpatrzony w okno, w ręce trzymając kieliszek czerwonego wina, nic nie robiąc sobie z moich krzyków. Wtedy właśnie zdałem sobie sprawę z tego, że krzyczę do głuchego. Zaaferowany sytuacją trąciłem kompozytora w ramię. Z pomocą języka migowego spytał czy przychodzę w sprawie jego najnowszego, powstającego jeszcze dzieła. Właściwie to nie miałem pojęcia, że Ludwig nad czymś pracuje. Przyszedłem w zupełnie innej sprawie, ale on nie czekał – zaczął opowiadać. Nie był co prawda zbyt wylewny, nie chciał nawet zdradzić, czy będzie to sonata, czy od tak dawna oczekiwana symfonia. Obiecał jedynie, że nową muzykę przedstawi w Wiedniu.

    Nigdy więcej nie usłyszałem nic o jego nowej muzyce. Kompozytor unikał tego tematu w rozmowach. Powiedział jedynie, że dzieło skończył, przepisał, oprawił i zgubił. Gdzie? Kiedy? Może podczas jednej z podróży na Śląsk. Wszystko wyjaśni się z czasem. Chodzą słuchy, że zostały one w Świdnicy i są ukryte pod deskami tamtejszego kościoła ewangelickiego*.

    (*W archiwach Kościoła Pokoju w Świdnicy znajduje się jedyna kopia jednego z dzieł Ludwiga van Beethovena.)
     

    Bartosz Norbert

    Świdnica, Licealista

  • ołtarz

    Kościół miał już sto lat, gdy Gottfried August Hoffman zbudował imponujący ołtarz. W centrum umieścił płaskorzeźbę przedstawiającą Ostatnią Wieczerzę, a ponad nią kilka postaci ze Starego i Nowego Testamentu. Wykonani z drewna do złudzenia imitującego marmur, stoją tu kolejno przedstawiciele Starego Testamentu: Mojżesz – przywódca Izraelitów podczas wyjścia z Egiptu i wędrówki przez pustynię, Aaron –pierwszy z izraelskich arcykapłanów, Jan Chrzciciel – ostatni z proroków Starego Testamentu, który gorliwie głosił nowe orędzie i oraz najważniejsze postacie Nowego Testamentu: Jezus, św. Piotr – pierwszy apostoł, który uznał Jezusa za Mesjasza i którego Jezus ustanowił swoim następcą i na końcu św. Paweł.

    Mojżesz i Aaron nigdy nie spotkali się w rzeczywistości z pozostałymi postaciami, dzieli ich kilka wieków. Zastanawiam się, czy teraz, kiedy stoją obok siebie w milczącej zadumie, prowadzą dialog? A jeśli rozmawiają, to o czym? O czasach minionych, czy o dniu dzisiejszym? Chciałam podsłuchać, jakie prowadzą dyskusje, ale tym razem nie było mi to dane. Może kiedyś…

    Irena Stefańska

    Świdnica
    Nie wiem co mogłabym napisać o sobie... Od 13 lat jestem na emeryturze i pracuję jako wolontariuszka. Wcześniej przez trzydzieści pięć lat byłam pielęgniarką. Przez całe życie starałam się i staram nadal pomagać ludziom. Nie znoszę bezczynności i mam nietypową pasję: lubię się uczyć. Zwłaszcza, że nauka nigdy nie sprawiała mi problemów. Już na emeryturze skończyłam Kolegium Teologiczne i jestem katechetką oraz Studium Duchowości Karmelitańskiej. Obecnie uczę się grafiki komputerowej. Od pięciu lat maluję obrazy, uprawiam turystykę górską i nizinną, uwielbiam podróże, biorę udział w różnych zajęciach na Uniwersytecie Trzeciego Wieku w Świdnicy, dużo czytam i rozwiązuję krzyżówki. Kocham życie, ludzi, przyrodę i zwierzęta. Moim problemem jest „chroniczny” brak pieniędzy. Więcej grzechów nie pamiętamJ

  • ołtarz

                              Figury o śnieżnych alabastrowych ciałach
                              Doskonałych jak Prawda
                              Motyl światła
                              Przysiada tutaj z czułością
                              W nadziei że ogrzewa kamień
                              Ale to miraż-
                              ( co w tej Świątyni nie jest mirażem?)
                              Równie cudowny co złudny
                              Tajemnica bowiem kryje się w drewnie
                              To właśnie ciała drzew
                              Doprowadził do ekstazy swoim geniuszem
                              Mistrz Gottfried August Hoffmann
                              Tak by zechciały wstąpić w ludzką postać


                              Wpatruję się w ten biały ołtarz z nadzieją
                              I modlę się
                              Modlę się żarliwie:
                              - Człowieku odłóż oręż
                              Odłóż bomby i rakiety
                              Nawet zwykłą procę
                              Niech nigdy już nie będzie Trzeciej
                              Niech zawsze już
                              Człowiek człowiekowi będzie aniołem
                              Nigdy zaś przenigdy
                              Wilkiem     
     

    Grzegorz Zientecki

    Warszawa
    Pochodzę z Lublina, ale obecnie mieszkam w Warszawie. Moje zainteresowania to podróże i literatura, zwłaszcza reportaż, poezja, dzienniki, biografie. Inspiracji szukam w sztuce i w naturze. Dotychczas wydałem tomiki: Wiersze Podróżne, Popiół i Rosa oraz Zoom Sindbada- wszystkie w krakowskim wydawnictwie Miniatura.

  • organy

    Są jak jedna wielka rodzina. Ten klan powstał w latach 1666-1669. Wszyscy są tutaj ze sobą bardzo zżyci i nie wyobrażają sobie funkcjonowania bez innych. Najstarszy z rodu ma 9 metrów, potrafi wydać najniższy dźwięk z całej rodziny. Najmłodszy natomiast sięga 20 cm, potrafi wydać najwyższy ton z całej familii.
    Warto wspomnieć o podporze rodziny. To dwóch osiłków, na ich ramionach spoczywa rodzinny prospekt. Jest tu także mnóstwo aniołków, które wspomagają występy grą na swoich złotych instrumentach. Wśród nich trębacze, fleciści, harfiści, bębniarze, skrzypkowie i wielu innych.

    Niestety kilkadziesiąt lat później cała familia poważnie zachorowała na rozstrojenie. Leczenie nie trwało zbyt długo, ale niebawem po raz kolejny organy zachorowały, tym razem na poważniejszą chorobę zwaną pruchnikoleksją powiązaną z kornikofobią. Tym razem leczenie trwało o wiele dłużej. W tym czasie klan zastępowali ich kuzyni z przeciwnej strony kościoła, znad ołtarza, bardzo zazdrośni o swoich sąsiadów.

    Martyna Horoszko

    Świdnica, Gimnazjalistka

  • otoczenie

    Tętniąca życiem ulica w środku miasta, grupka młodzieży wybiegająca z sąsiadującej szkoły, szybko mknąca taksówka i hałaśliwa grupa turystów. A obok tego wszystkiego mur: wysoki, masywny, kiedyś jasny, dziś pokryty kurzem. Wchodzisz nieśmiało przez bramę. Pośrodku kościół. Ogromna szachulcowa budowla pierwsza rzuca się w oczy. Jesteś zaskoczony jej ogromem, gdyż zza murów była prawie niewidoczna. Masz wrażenie, jakby ogrodzenie miało osłonić ją przed niepożądanymi przybyszami. Tuż przy bramie Dom Dzwonnika, dziś remontowane i przygotowywane do nowej roli przyszłe Centrum Promocji i Partnerstwa UNESCO. Rozglądasz się, dostrzegasz dzwonnicę. To budowla strategiczna. Zwoływała wiernych na modlitwę, ostrzegała przed niebezpieczeństwem. Obok Dom Lutra, dawna szkoła. Zajrzyj przez okno, może dostrzeżesz jeszcze ćwiczących pod okiem kantora uczniów. Pojedyncze grobowce przyciągają jak magnes. Kierujesz się w ich stronę. Podchodzisz, chcesz dotknąć, przeczytać epitafia. Zniszczone inskrypcje niewiele mówią. Czujesz obecność duchów. W głębi dostrzegasz kolejne nagrobki, krzyże, płyty kamienne sprawiają wrażenie rozsypanych, a jednak czujesz, ze wszystko jest na swoim miejscu. Idziesz niewidoczną ścieżką. Pokrzywy parzą gołe stopy, osty szarpią nogawki spodni. Zamykasz oczy i słyszysz ptaki. Delikatny szelest liści przerywa ich świergot. Nie rozróżniasz gatunków, ale z tonacji dźwięków wydobywa się pewność, że są u siebie. Otwierasz oczy, popołudniowe słońce oświetla nieśmiało nagrobki. Chcesz zatrzymać te chwilę. Jesteś sam, a wokół Ciebie niewidoczni przodkowie. Naciskasz migawkę aparatu. Nad Tobą stare lipy i dęby opatulone zwojami bluszczu, który zakrywa alejki i sięga aż do nagrobków. Przypominają Ci się filmy grozy. Nekropolie zawsze wzbudzały w Tobie przerażenie.  Starasz się być cicho, aby nie zakłócić spokoju i nikogo nie obudzić. Odczytujesz napisy, próbujesz wyobrazić sobie, kim byli ludzie, których imiona udało Ci się rozszyfrować. Kupiec, pracownik kościoła, może kobieta, która umarła z tęsknoty za ukochanym, a może dziecko, którego nie oszczędziła ciężka choroba. Delikatnie odgarniasz suche liście z jednej z płyt, próbujesz odczytać nazwisko. Oni czują Twoja obecność. Czują Twój szacunek, pomimo że nie wiesz kim są. Groby ciągną się aż do muru. Nie idziesz dalej. Ścieżka zanika, nie masz pewności, czy możesz nią podążać.  Z oddali obserwujesz. Odwracasz się, idziesz kilka kroków i znowu jesteś przy kościele. Tym razem przy części zwanej Halą Zmarłych. Czujesz symbolikę tych dwóch światów. Tuż przy wejściu głównym do kościoła znajdujesz kolejne ważne miejsce.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                         Dom pastora - dom gospodarzy, w którym wita Cię przyjazny pies i kancelaria pełna skarbów: starych rękopisów, ogromnych ksiąg odnalezionych i odrestaurowanych, zdjęcia ludzi, listy. Pamiątki po tych, którzy byli tu kiedyś obecni. W kancelarii portret Lutra- najważniejszej osoby, bez której nie mógłbyś tego wszystkiego przeżyć. Zatoczyłeś koło i widzisz bramę, od której rozpocząłeś wędrówkę. Odwracasz się po raz ostatni, spoglądasz na dzwonnicę, groby, kościół. Wychodzisz. Gwar ulicy przytłacza Cię. Wracasz do kafejki położonej obok bramy, siadasz, zamawiasz aromatyczną czekoladę. Chcesz, aby jeszcze przez chwilę towarzyszył Ci spokój.

    Agnieszka Kostka

    Wrocław
    Właścicielka biura podróży.

  • podróż pomiędzy polichromią i polifonią

    Podróżniku, Pielgrzymie, Drogi Gościu,
    W miejscu, gdzie wszystkie bodźce pracują na akord, aby zawalczyć o Twoją uwagę, musisz zachować trzeźwość umysłu i uruchomić swój instynkt samozachowawczy. W przeciwnym razie zwariujesz. I kto Cię wtedy z tego stanu wyciągnie?

    Moja rada jest prosta: dawkuj, nie zachłystuj się, nie spiesz, delektuj. Rozkładaj na czynniki. Chciej spędzić tu czas.

    Najlepiej zrobisz, gdy przyjdziesz tu późnym popołudniem. Usiądziesz wygodnie w jednej z ławek, odchylisz głowę i obejrzysz strop. Kawałek po kawałku, anioł po aniele. Tych aniołów jest tu naprawdę dużo – na tyle dużo, że każdy z gości może adoptować jednego dla siebie. Jeden jest również dla Ciebie. Nikogo nie zdziwi, jeśli nagle zaczniesz stroić miny lub bezgłośnie poruszać ustami. Tu każdy rozmawia z aniołami. Jesteś wśród swoich.

    Możesz również wejść na empory. Na piętrach anioły mieszkają na ścianach. Spokojnie, przytulanie jest dozwolone.

    A gdy już się zmęczysz, usiądź w ławce z powrotem i obserwuj, jak słońce się bawi z aniołami, pląsa po złoceniach, docenia snycerskie popisy barokowych rzeźbiarzy. Zaznaczy promieniem, gdzie właśnie warto spojrzeć. Światłem ułoży całą historię, przedstawi kolejno całą plejadę gwiazd świętego świata.
    Nawet się nie spostrzeżesz, gdy przybędzie Ci w ławce sąsiadów. Przechodzą tu na koncert. Ty wiesz, że już samo ich przyjście jest wstępem do kantat. Skrzypnięcie schodów, uginanie drewna, trzaśnięcie drzwiami, wertowanie książeczek do nabożeństwa – to już jest muzyka. Ty już to słyszysz, oni jeszcze nie.

    Aż nadejdzie moment, na który czekają wszyscy. Do małych organów siądzie kantor. Kilka głuchych stuknięć i muzyka zacznie spływać. Zamknij wtedy oczy, bo to do uszu należy reszta doznań. Wyczują delikatne wibracje powietrza i przygotują się na wielowymiarową muzykę, która za chwilę wybuchnie.
    Odbądź tę podróż od obrazu do dźwięku. I pamiętaj: podróż podzielona na etapy nie zmęczy. I nic Ci nie umknie.

    Beata Norbert

    Świdnica
    Zawodowo dłubię w aniołach, uprawiam rzemieślniczą partyzantkę i hoduję lawendę. Po godzinach jestem mamą. Z doskoku również eksżoną, przyjaciółką. Z zamiłowania podróżniczką, czytelniczką i wsłuchiwatką. Pasjami (choć niewprawnie) nadwyrężam ciało i umysł przy fotografowaniu.

  • reformacja

    Spotkaliśmy się pewnego dnia na placu Pokoju. LN i MN, dwóch znajomych katolików, których przywiodła magia wpisu tego miejsca na prestiżową listę UNESCO i chęć poznania nie tylko obiektu, ale i wiary sąsiadów.
    MN: Mam wrażenie, że odkąd Kościół Pokoju umieszczono wśród najważniejszych zabytków świata, stał się w oczach świdniczan miejscem jeszcze istotniejszym. Wiesz, że ta świątynia ta zawsze była protestancka i zawsze odprawiano w niej nabożeństwa, aż do dziś?
    LN: Pamiętasz skąd ta nazwa, protestancki lub ewangelicki?
    MN: Sprawa ma początek w XVI stuleciu, w początkach reformowania przez Marcina Lutra religii katolickiej. Luter był genialny w dostrzeganiu błędów i wypaczeń w Kościele, i w związku z niechęcią duchowieństwa do porządkowania wiary, ogłosił 95 tez, które nawoływały do dyskusji o rozumieniu nauki Chrystusa. Nazwa pochodzi od protestu złożonego w sejmie w Spirze przeciwko zakazowi szerzenia haseł reformacji w Niemczech.
    LN: Przypuszczam, że słowo „protestant” nie było mile widziane.
    MN: Tak, ludzie, którzy wtedy protestowali, okrzyknięto protestantami. Na początku było to obraźliwe, później przestało mieć znaczenie negatywne. Ponieważ reformacja nawoływała do powrotu do ewangelicznego sposobu życia, stąd zamienna nazwa - kościół ewangelicki.
    LN: Właściwie co złego działo się w Kościele, który Luter chciał naprawiać?
    MN: W jego czasach Kościół katolicki był u szczytu potęgi: papież stał na czele silnego i bogatego państwa kościelnego, nakładał i zdejmował korony królów. Duchowni byli zaangażowani w życie polityczne swoich państw, posiadali ogromne dobra ziemskie. Zachłanność, poczucie siły i bezkarności spowodowały narastanie zaniedbań i wypaczeń w praktykowaniu życia i wiary zgodnie z nauką Chrystusa. Źle się działo w kościołach i klasztorach: z jednej strony surowość, z drugiej rozwiązłość i chciwość. To wszystko domagało się uzdrowienia i reform.
    LN: Luter musiał być niezłym mówcą, skoro przekonał tak wielu ludzi. Sprawdziłby się dziś jako PR-owiec.
    MN: Widocznie ludzie czekali na takie hasła, potrzebowali ich. Luter oparł się na Biblii, którą uznał za jedyne źródło wiary. W imię nawrotu do pierwotnego chrześcijaństwa odrzucił autorytet papieża i nieomylność Soborów, za zwierzchnika Kościoła uznając tylko Chrystusa.
    Znał Biblię jak mało kto: był doktorem Pisma świętego, profesorem na uniwersytecie w Wittenberdze, znawcą języka łacińskiego i greckiego. Wprowadził koncepcję usprawiedliwienia człowieka jedynie poprzez wiarę, będącą darem łaski. Sprawia ona, że chociaż człowiek nadal pozostaje grzeszny, to równocześnie jest usprawiedliwiony; Bóg mu grzechów nie poczytuje. Wprowadził katechizm mały, katechizm duży, zbiór homilii na każdą niedzielę roku liturgicznego oraz Biblię w języku niemieckim. Wprowadził do liturgii języki narodowe w miejsce łaciny. Odrzucił natomiast kapłaństwo traktowane jako sakrament, zakony, celibat księży, odpusty, cześć dla relikwii i obrazów. Zachował tylko dwa sakramenty: chrztu i wieczerzy pańskiej. Te nowatorskie propozycje trafiały do ludzi.
    LN: I to w szybkim tempie.
    MN: Poza Niemcami protestantyzm rozszerzył się na Szwecję, Danię, Norwegię, Islandię, Finlandię, Estonię i Łotwę, częściowo na Węgry, Czechy i Słowację. W Polsce był tylko w niektórych miastach, od połowy XVI wieku został wprowadzony na Śląsku Cieszyńskim.
    LN: Orientujesz się, ile jest dziś kościołów ewangelickich w Polsce?
    MN: Wydaje mi się, że kilkanaście. Największe to ewangelicy augsburscy, zielonoświątkowcy, adwentyści dnia siódmego i baptyści. Po luteranizmie drugą główną odmianą ewangelicyzmu jest kalwinizm.
    LN: Myślisz, że istnieje dialog z Kościołem rzymskokatolickim? Mam wrażenie, że trwa być może w zaciszu gabinetów i nie jest widoczny dla przeciętnego człowieka.
    MN: Wojny religijne, rewolty i rozwiązania kategoryczne nauczyły nas, że kończą się one zawsze krzywdą oraz dają często efekt odwrotny do zamierzonego. Dlatego ekumenizm stwarza przynajmniej nadzieję na harmonijne reformy.
    LN: Pamiętasz, co istotnego postanowiono na Soborze Watykańskim II w sprawie ekumenizmu ?
    MN: Nie przypominam sobie zbyt wiele, ale w moim odczuciu ważne było, że Sobór napomina, aby dostrzegać zarówno elementy wspólne, jak i różnice między katolikami i niekatolikami, i aby „wystrzegać się dążenia do jedności za cenę rezygnacji z prawdy”. Dążenie do zjednoczenia Kościołów musi się dokonywać poprzez głębsze wnikanie w prawdę o Kościele, zwłaszcza w świetle Pisma św. i tradycji chrześcijańskiej.
    LN: Jezus chciał, aby wszyscy wierzący stanowili jeden lud Boży, jeden Kościół. Wydaje mi się, że nie wypełniamy tej woli.
    MN: Dał przykazanie miłości, modlił się o jedność wszystkich wierzących, ustanowił Eucharystię jako sakrament jedności i zesłał Ducha Świętego, który jednoczy Kościół. Mam ochotę zacytować powiedzenie furmana o koniach: „kłócą się nad obrokiem, a godzą pod batem”. Władze kościołów nie widzą być może potrzeby zmian, z uwagi na własną wygodę i korzyści płynące ze stanu istniejącego. Do czasu, aż pojawi się „bat”.
     LN: Wiesz może, czy świdnicka katedra była zawsze katolicka?
    MN: Nie, nie zawsze. Kiedyś ten kościół ten służył, na zmianę,  katolikom i protestantom. W czasie reformacji świdniczanie przeszli na luteranizm i kościół farny był protestancki. Po wojnie trzydziestoletniej przejęli go znów katolicy, a protestantów wygoniono za mury miasta, gdzie został wybudowany Kościół Pokoju. I dzięki temu zyskaliśmy najważniejszą atrakcję turystyczną w mieście.

    Leszek Niebudek

    Świdnica
    Jestem emerytowanym inżynierem elektrykiem, ciągle młodym duchem. Od wielu lat szukam mądrości, rozumienia oraz sensu, nawet w bezsensownych zdarzeniach. Uczyłem się uważności ćwicząc kaligrafię, zaś wewnętrzny pokój staram się osiągnąć poprzez wybaczanie i modlitwę. Życie duchowe i praca umysłowa (ciągle prowadzę badania naukowe) idą dla mnie w parze i są bardzo pociągające, dlatego poświęcam im sporo czasu. Przez wiele lat hobbystycznie konserwowałem zabytkowe meble. Dzięki temu poznałem techniki renowacji antyków, a także style artystyczne w meblarstwie.

  • rośliny

    Podążają niespiesznie, pozostawiając za sobą ślad w postaci alei lipowej. Powoli, cicho, niezauważenie wchodzą na plac zieleniąc puste połacie, rzucając cień na ścieżki i oplatając stare grobowce, mury, kościół, dom stróża…. W końcu docierają do samego kościoła. Po chwili wszędzie jest już ich pełno. Zaprzyjaźniają się z biblijnymi postaciami i aniołami, zajmują miejsca na ławkach, emporach i sklepieniu. Prowadzą dialog z postaciami na obrazach, próbują grać na organach.  Zadomowiły się tutaj, dopełniają całości.  Trudno sobie wyobrazić, jak wyglądały by te wnętrza bez nich.

    Bartosz Norbert

    Świdnica, Licealista

  • sakramenty

    Pierwotne znaczenie tego słowa oznaczało tajemnicę, później zaczęto tak określać obrzędy pochodzące od Chrystusa, będące znakami Jego łaski. Są ściśle związane z ważnymi momentami w życiu każdego człowieka; są znakami i miejscem osobistego spotkania z Jezusem i Jego zbawczym działaniem.
    W Kościele katolickim jest ich siedem, natomiast w Kościele Ewangelickim tylko dwa: Chrzest i Eucharystia. Sakrament Chrztu Świętego jako wyraz zbawczej woli Chrystusa, jest potrzebny do zbawienia człowieka, ponieważ gładzi karę za grzech pierworodny, mimo, że sam grzech pozostaje. Natomiast Sakrament Ołtarza (Eucharystia) jest udzielany wszystkim ochrzczonym i konfirmowanym pod dwiema postaciami: chleba i wina. Tak, jak to ustanowił Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy.

    Irena Stefańska

    Świdnica
    Nie wiem co mogłabym napisać o sobie... Od 13 lat jestem na emeryturze i pracuję jako wolontariuszka. Wcześniej przez trzydzieści pięć lat byłam pielęgniarką. Przez całe życie starałam się i staram nadal pomagać ludziom. Nie znoszę bezczynności i mam nietypową pasję: lubię się uczyć. Zwłaszcza, że nauka nigdy nie sprawiała mi problemów. Już na emeryturze skończyłam Kolegium Teologiczne i jestem katechetką oraz Studium Duchowości Karmelitańskiej. Obecnie uczę się grafiki komputerowej. Od pięciu lat maluję obrazy, uprawiam turystykę górską i nizinną, uwielbiam podróże, biorę udział w różnych zajęciach na Uniwersytecie Trzeciego Wieku w Świdnicy, dużo czytam i rozwiązuję krzyżówki. Kocham życie, ludzi, przyrodę i zwierzęta. Moim problemem jest „chroniczny” brak pieniędzy. Więcej grzechów nie pamiętamJ

  • spokój

    Dochodzi 17. Swymi delikatnymi paluszkami z wypielęgnowanymi paznokciami pomalowanymi w modnym kolorze czerwieni meksykańskiej wystukujesz w GPS adres podany na wykupionym dwa tygodnie temu Gruponie. Świdnica, plac Pokoju. Eleganckim samochodem lśniącym w blasku słońca tuż po wywoskowaniu, przy włączonej klimatyzacji chłodzącej twoje wiotkie ciało jedziesz w stronę historycznego miejsca z bogatą historią luteran, które ma dać ci spokój i odprężenie, jakich nie zaznasz nigdzie. Takimi słowami reklamowana była oferta, którą wykupiłaś i którą zamierzasz sprawdzić. Wybrukowaną ulicą wjeżdżasz na parking chowając swe cudne auto w cieniu rozłożystych konarów lipy. Tu najmodniejsze, upolowane na internetowej aukcji antracytowe szpilki wykonane z delikatnych skórzanych paseczków z koziej skóry twojego i twej serialowej idolki Mirandy projektanta  Manolo Blahnika nie przydadzą się na pewno. Dwa arcydzieła ręczne wykonanych pantofelków zostawiasz w bezpiecznym miejscu na tylnym siedzeniu. Na swe zgrabne nóżki wzuwasz wygodne tenisówki, które równie świetnie komponują się z twoim ubiorem, co już pomału budzi uśmiech na twojej twarzy.
    Wychodząc z samochodu zostawiasz wspomnienie awantury z szefem, który z nieświeżym jak zwykle oddechem wykrzyczał dziś o poranku, że zaczyna ci brakować efektownych pomysłów na nowe projekty. Z minuty na minutę zapomniane zostają niepokoje związane z tajemniczymi sms-ami męża, które od kilku dni zaburzają twoje myśli. Nawet wspomnienie Rudej, która od samego rana drażniła cię seksownym sprężystym krokiem paradując po korytarzach biurowca i zatrzymując na sobie łakomy wzrok facetów pomału zaczyna się zacierać.

    Wchodząc do baroccafe, dawnego domu stróża, gdzie od drzwi twe nozdrza atakuje aromat świeżo zmielonej kawy i gdzie pijesz łyk po łyku pomału. Do twych zmysłów zaczyna d docierać myśl, czym jest spokój.

    Kroki kierujesz w stronę świątyni. Rzucając wzrokiem na boki dostrzegasz harmonizujące ze sobą budynki Domu Lutra, strzelistej dzwonnicy i Domu Dzwonnika. Twe stopy zatrzymują rozpięte jak pajęczyny bluszcze. To w nich ukryte są kamienne nagrobki z kunsztem wyrzeźbione przez ówczesnych artystów. Przymykając oczy widzisz świetliste anioły, które zaczynają szeptać ci do ucha historię tego miejsca. Do twych uszu opatrzonych delikatnymi kolczykami z rubinami, których pozazdrościła ci Karolina docierają przytłumione dźwięki organów. Sprawiają one, że twoje ciało odpręża się, a mięśnie karku, których ostatnio nie mógł rozmasować nawet boski i silny jak tur masażysta Leszek ulegają niepokojącemu acz intrygującemu rozluźnieniu. Spokój dotarł już do twojej szyi lekko pieszcząc jej zadbaną i wypielęgnowaną skórę, i stał się konkurencją dla wysublimowanej woni perfum Chanel 19. W blasku leniwie przedzierających się ostatnich promieni słonecznych dostrzegasz rozśpiewanego wróbla, który zachęca cię do flirtu z otaczającą przyrodą. Skradając się do plebani, przez małe okienka dostrzegasz stare księgi, zapisane atramentem. Na drewnianych pólkach dostrzegasz książki w skórzanych okładkach kryjące nie tyko historyczne treści, ale tajemnicze zapiski, fotografie, zasuszone kwiaty. Twego spokoju nie przerywają kroki zmierzającego do kościoła księdza, którego uśmiechnięte łagodne oczy z zadziwieniem patrzą na ciebie. Trzy krople deszczu spadające z liści drzew na twój policzek bez jednej zmarszczki są jak orzeźwiający nektar bogów, który zamienia cię szwedzką królową. Dotarła tu, bu podziwiać owoc swych przodków, który przyczynili się do powstania tego miejsca. Wiewiórka, która przebiegła drogę, zostawiła orzeszek buczyny, który specjalne dla ciebie wyciągnęła ze swojej dziupli. To ona zaprowadziła cię do sznurkowej pajęczyny, wytworu ubiegłorocznych warsztatów Artystycznego Lata na placu Pokoju. Idąc jej śladem kroki po raz kolejny kierujesz do kawiarenki. Tym razem zamawiasz gorzką, czarną jak ziemia czekoladę z tłuczonymi w moździerzu ziarnami kardamonu. I tu z błogiego spokoju gwałtownie chce wybić cię żelazny uścisk ręki kelnera. Brak akceptacji transakcji. Ta chwila jest jak lawa wulkanu, która gwałtownie wylewa się podczas erupcji. To moment. Ze spokojem sięgasz do przepięknej torebki, którą dostałaś na ostatnie imieniny od złego szefa i swych koleżanek z pracy, włącznie z ponętną Rudą. Zanurzasz w niej dłoń po portfel firmy Hermes, który podarował ci kochający cię i uwielbiający mąż. Wyciągasz z niego pięć błyszczących monet z wizerunkiem Kościoła Pokoju.   Malujący się na twarzy twój spokój jak unosząca para wodna pomału przenosi się na chmurne czoło kelnera. Jego oczy rozjaśniają się, gdy ręką kiwasz i mówisz – reszty nie trzeba. Spokój roznosi się dalej i dalej - jak mgła nad całym placem Pokoju.

    Violetta Mazurek

    Świdnica
    Przede wszystkim jestem dumną mamą dwóch wspaniałych córek, z którymi, dodając do tego naszego jedynego mężczyznę, tatę Jarosława, tworzymy fajną rodzinę. Naszym miejscem na ziemi jest cudny Bagieniec i siedlisko pełne zwierząt dużych i małych. Wykonywana przeze mnie profesja, czyli dziennikarstwo znajduje się w wachlarzu pasji, których jest bardzo, bardzo dużo. Mało tego – im jestem starsza, tym jest ich więcej. Pocieszam się, że idzie to w parze z coraz lepszą organizacją pracy. Uwielbiam pisać, czytać, podróżować i fotografować, a także obserwować innych. Bardzo lubię ludzi, uwielbiam poznawać nowe osoby i odgadywać, kim oni są. W ten sposób trenuję moją intuicję.

  • szachulec

    Kościół Pokoju oraz pozostałe obiekty znajdujące się na placu wokół niego zostały wykonane w technice szachulcowej, polegającej na wypełnieniu drewnianej konstrukcji gliną, słomą i piaskiem. Sposób budowy nie mógł być dowolny, gdyż określały go warunki postawione przez katolickiego cesarza Fryderyka III Habsburga, który chciał utrudnić protestantom wzniesienie świątyni. Powstała ona więc wyłącznie z nietrwałych materiałów, a mimo to zaskakuje swoja trwałością i urodą do dziś.

    Roksana Cizio

    Łódź, Gimnazjalistka

  • tolerancja

    W dowód wielkoduszności mojej i tolerancji do waszego wyznania – zezwalam na budowę kościoła. Jednak zważywszy na fakt, że nie będzie to świątynia katolicka i nie podlegać będzie ona zwierzchnictwu papieża, nie może być podobna do świątyń naszych. W celu uniknięcia niechcianych sytuacji jestem zmuszony postawić szereg warunków:

    Po pierwsze aby przejezdni mogli odróżnić kościół ewangelicki od katolickiego, musi być on zbudowany nie z kamienia, ale z drewna lub innych materiałów, dzwonnica jest zabroniona, a do łączenia materiałów nie można używać gwoździ.

    Po drugie z uwagi na dobro mieszczan wyznania katolickiego kościół nie może być zbudowany w obrębie murów miejskich.

    Po trzecie z powodu złego stanu skarbu cesarstwa, budowa musi zostać sfinansowana z pieniędzy parafian lub sponsorów.

    Mam nadzieję, że dzięki tym warunkom uda się uniknąć sporów między wyznawcami obu religii, a nowy kościół będzie symbolem dla nowych pokoleń symbolem pokoju i tolerancji.
    Całusy, cesarz Ferdynand III

    Bartosz Norbert

    Świdnica, Licealista

  • trwałość

    Człowiek przemija, jego życie jest ulotne i krótkie niczym mgnienie, co tak mocno podkreśla barokowa myśl. Wraz z nim zmieniają się przedmioty, otaczające go miejsca, tradycja, kultura.
    Czy znajdziemy miejsce, które trwa mimo upływu czasu? Tak, w Kościele Pokoju wskazówka zegara zwalnia, a czas płynie zupełnie inaczej. Nie tylko wolniej, lecz zdaje się wręcz cofać, przenosząc nas w magiczny nastrój XVII wieku.

    Mam wrażenie, że to miejsce nie zależy od upływu czasu. Zaskakujące jest to, iż cechą tego obiektu miała być właśnie nietrwałość, spowodowana wykonaniem świątyni wyłącznie z drewna, gliny, słomy i piasku.

    Kościół jednak trwa, a wraz z nim dziedzictwo kultury luterańskiej. W tutejszych zbiorach znajduje się około 200 Biblii, bogato zdobionych, oprawionych w skórę, z licznymi rycinami oraz ozdobnymi inicjałami. Zachowane przedmioty stanowią skarbnicę wiedzy na temat naszych przodków i ich zwyczajów. Zapiski dotyczące ważnych wydarzeń z życia ewangelickich rodzin możemy odnaleźć właśnie w Bibliach, których pierwsze niezadrukowane strony z czasem pokrywało pismo gospodarza domu, chcącego upamiętnić istotne zdarzenia. Obszerne Pismo Święte stawało się wiec dla wielu swoistą kroniką rodzinną, natomiast dla nas jest obecnie źródłem wielu cennych informacji. Warto zaznaczyć, że dawniej Biblia nierzadko była jedyną księgą w domu, więc dla dzieci stanowiła odpowiednik elementarza.

    Konstrukcja szachulcowa Kościoła Pokoju jest stabilna, niezmiennie od ponad 350 lat, jednak czas nadgryzł wiele elementów wystroju wnętrza. Należy do nich ambona, z której ksiądz podczas nabożeństw głosi kazania. Obecnie prowadzone są tam prace konserwatorskie, które mają przywrócić jej dawną świetność.

    W kościele trwają nie tylko źródła materialne, lecz także pamięć o zasłużonych dla niego osobach. Bowiem z każdym miejscem związani są ludzie, które je tworzą, nadają mu charakter oraz wartość, wkładając wiele pracy i wysiłku w jego rozwój, przyczyniając się do jego wyjątkowości oraz sprawiają, iż dane obiekty wyróżniają się spośród innych. To ludzie tchnęli życie w Kościół Pokoju, tworzyli jego historię pozostawiając po sobie ogromną spuściznę kulturową. Dopóki o nich pamiętamy, dopóty będzie żyć także to miejsce.

    Jednym z dobroczyńców był hojny Johann Heinrich von Hochberg, ówczesny właściciel Książa, który mimo że należał do kościoła katolickiego, podarował dwie trzecie potrzebnego drewna na wybudowanie obiektu, czyli około 2000 dębów. Parafia okazała wdzięczność Hochbergowi wznosząc dla jego rodziny bogato zdobioną, najpiękniejszą lożę.

    Mało kto wie, że pieśni religijne śpiewane nadal przez ewangelików pozostawił po sobie pastor Beniamin Schmolke, pastor świdnickiej świątyni. Kościół Pokoju jest symbolem trwałości tak odmiennej od przemijalności ludzkiego życia. Jednak trwanie nie odnosi się wyłącznie do konstrukcji budynku, ale także do ludzi, którzy swoimi działaniami zmieniali bieg historii i los tego miejsca. Jego trwałość polega właśnie na tym, ze zasłużone osoby wciąż żyją w pamięci innych.

    Roksana Cizio

    Łódź, Gimnazjalistka

  • trwanie

    Świdnica, 13 lipca 2012

    Drogi Pawle!
    Poczułam się zmotywowana do napisania do Ciebie listu z dwóch ważnych powodów. Po pierwsze stęskniłam się za tą formą kontaktu z Tobą, a po drugie ostatnio dużo rozważam o trwaniu, a z tym hasłem kojarzy mi się nasza wieloletnia przyjaźń, mimo kilometrów, które nas dzielą. Z trwaniem wiąże się jeszcze jedno miejsce. Pamiętam, jak mówiłeś, że mieszkam w gęstym od zabytków i wielowymiarowych miejsc regionie. Jako historyk wiesz o tym doskonale. Nigdy jednak nie rozmawialiśmy o obecnym w Świdnicy od ponad 350 lat Kościele Pokoju. Wiem, że zachwyciłbyś się nim. Podobałaby Ci się desperacja budowniczych świątyni (zbudowali ją w 10 miesięcy), bogactwo form architektonicznych wewnątrz, mocny zapach drewna, tajemnicze loże i półmroczna atmosfera świątyni. To wszystko sprawia, że odczuwa się tu namacalnie historię dziejów ewangelików na Dolnym Śląsku. Zafascynowałbyś się barokowymi rzeźbieniami wiekowych nagrobków oraz widokiem starych, rozłożystych lip i dębów przykrytych wszędobylskim bluszczem, który okrywa również epitafia.
    Gdy przyjedziesz do Świdnicy, zabiorę Cię na wystawę „Wiara, jak serce ze spiżu”, w listopadzie w Domu Dzwonnika na placu Pokoju. Obejrzymy m. in. serce dzwonu z XVIII – wiecznej dzwonnicy wybudowanej kilkadziesiąt metrów od kościoła oraz dokument rodziny Mittmann mówiący o przekazaniu funduszy na uroczystości kościelne. Pawle, muszę Ci powiedzieć, że pierwszy raz widziałam z bliska efekt renowacji Biblii z 1630 roku. Mimo prawie 400 lat, Biblia jest obecna wśród nas, odnowiona trwa w umysłach i duszach pielgrzymujących tu ludzi udowadniając tym samym, że czasy się zmieniają, ale ona niezłomnie i stale istnieje. Mam nadzieję, że zainspirowałam Cię do odwiedzenia tego miejsca. Czekam na odpowiedź!  Justyna

    Justyna Staręga

    Świdnica
    Jestem mamą oczytanego matematyka (10 lat) i rozbrajającej tancerki (3 lata) oraz żoną informatyka - domatora. Pracuję w szkole z dziećmi, które są dla mnie wyjątkowe, zawsze szczere i prostolinijne. Uwielbiam taniec, czytanie biografii, słuchanie Stinga, rozmowy w mojej wspólnocie i uczestniczenie w lokalnych artystycznych przedsięwzięciach (koncerty, przestawienia teatralne, projekty). Nie zrezygnuję nigdy z rozwoju osobistego, bo uważam, że wszystko się może w życiu przydać. Nie lubię bezdusznego traktowania siebie nawzajem, rozmów o niczym, użalania się nad czynnikami niezależnymi od nas. Lubię trzymać ster życia we własnych rękach, ale próbuję otwierać się na Tego, który wytycza mi drogę dobra. Jestem pogodzona z moimi wadami, a cieszę się zaletami, choć nie ustaję w dążeniach do tego, aby tych pierwszych było coraz mniej.

  • UNESCO

    Każdy, kto wchodzi za bramę świdnickiego placu Pokoju czuje, że czas się tu zatrzymał. Kościół nadal stoi, choć nikt, kto przyczynił się do jego budowy zapewne nie spodziewał się, że przetrwa tak długo. Wzniesiono go przecież z nietrwałych materiałów - drewna, słomy, piasku i gliny, zaledwie w 10 miesięcy. A jednak można podziwiać go do dzisiaj. Zachwyca i imponuje, i nic dziwnego, że w 2001 roku specjalna jednogłośnie zdecydowała o wpisaniu go na Światową Listę Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Zdecydował fakt, że Kościół Pokoju jest świadectwem architektonicznym i artystycznym wiary grupy ewangelików z XVII wieku. Wpis jest ogromnym wyróżnieniem, to najbardziej prestiżowa lista zabytków na świecie. Kościół znalazł się obok tak słynnych budowli jak Tadż Mahal i rzymskie Koloseum. Świątynia jest jednym z trzech obiektów dziedzictwa kulurowego UNESCO na Dolnym Śląsku, jednym z 13. w Polsce, 387. w Europie i 745. na świecie.

    Martyna Filipiak

    Świdnica, Gimnazjalistka

  • wzniosłość

    Wzniosłość jest prostotą, bardziej białą bielą. Porywem, najczystszą kroplą rosy. Mgnieniem. Purpurą wśród zieleni. Płatkiem kwiatu, przemijaniem. Epitafium, trwającym mimo upływu lat, odnalezionym na niespiesznym spacerze po placu Pokoju. Prostota tego miejsca scala mnie. Tutaj czas zamyka się w bańce światła. Elfe Bando urodzona w 1870 roku, Adolf Bando rocznik 1871. Nad ich głowami zielono-purpurowy baldachim. Kwiaty wabią. Cisza tego miejsca otula. Rodzi się nowy czas.

    Joanna Dorosińska

    Świdnica, Stroicielka snów.

  • zapach

    Czy w tak upalny dzień jak dziś marzysz o spędzeniu kolejnego nudnego popołudnia w domu? Czy nie chciałabyś raz w życiu po prostu zaszaleć? Możemy Ci w tym pomóc. Nasz niepowtarzalny zapach z nowej kolekcji ,,Pokój", którego ideą  jest unoszący się pośród tajemniczych korytarzy parafii ewangelicko-augsbuskiej w Świdnicy aromat, został stworzony właśnie dla Ciebie!
    Tak, to on, Kościół Pokoju, po wielu latach ciszy powraca, aby rozpieszczać Twoje zmysły niepowtarzalną wonią i nareszcie sprawić, abyś poczuła się najatrakcyjniejszą kobietą w mieście. To zapach, który uzależnia. Można w nim wyczuć słodkie nuty kilkusetletniego drewna, lekką woń stęchlizny i aromat ksiąg. To wszystko miesza się z przyjemną kwiatową emulsją placu Pokoju
    Perfumy z limitowanej kolekcji można kupić w dobrych perfumeriach lub stworzyć samodzielnie. Do uzyskania pół litra perfum potrzebujemy:
    - 1kg esencji lipowej uzyskanej z 500 kg kwiatów tego drzewa,
    - fiolka absolutu dębowego,
    - kilkanaście starych stronic słownika biblijnego z XVIII wieku,
    - pół stronicy Encyklopedii Brockhaus'a,
    - kilka ziaren odwagi.
    Wywar będzie przygotowany na bazie wytrwałości i chęci, które należy dodać do kotła postawionego na małym gazie odwagi. Zapachomaniacy mogą już zacierać ręce, a my tymczasem do powstałej zawiesiny dodajemy kilogram esencji z lipy, mieszając roztwór zgodnie ze wskazówkami zegara drewnianą łyżką. Następnie w celu uzyskania lepszego zapachu wlewamy fiolkę absolutu z dębów. Nie zaszkodzi też zetrzeć kilkanaście starych kart odrestaurowanego wcześniej słownika. Pamiętajmy jednak, aby proszek wsypywać równomiernie - trudno go potem wymieszać. Tak samo postępujemy z częścią stronicy Brockhaus'a, która w naszych perfumach stanowi najważniejszy składnik, a w Świdnicy od lat uświęca bibliotekę Kościoła Pokoju. Na zakończenie rozpuszczamy w kotle garść ziaren odwagi. Całość gotujemy na małym ogniu, mieszając co siedem minut. Po upływie dwóch godzin  na powierzchni cieczy może pojawić się gęsty kożuch żądzy, który należy natychmiast usunąć, aby zapobiec nieświeżemu zapachowi. Jeśli wszystko dobrze poszło, po zdjęciu kożucha na powierzchni widzimy delikatną piankę sukcesu, która wieńczy nasze dzieło. Gratulacje! Samodzielnie stworzyłaś własne perfumy z kolekcji ,,Pokój"!

    Dominika Sieńko

    Świdnica
    Uczennica II Liceum Ogólnokształcącego w Świdnicy. Zabiegana, zapominalska, określana przez znajomych jako ,,nieogarnięta”, staram się wyciszyć, co od zawsze było dla mnie nie lada wyzwaniem. Uwielbiam rozmowy ze znajomymi dosłownie o wszystkim. Nawet o pogodzie, czy nowych miejscach, które staram się poznawać w trakcie licznych wycieczek. Cenię sobie każdy miły gest i uśmiech skierowany w swoją stronę, bo uważam, że właśnie takie drobiazgi pomagają uczynić nasze życie znośnym i motywują do spełniania planów i marzeń. Choć plany potrafię zmieniać co 10 sekund, to w najbliższej przyszłości postaram się tego nie robić. Chciałabym dostać się na filologię angielską na dobrej uczelni i czerpać z życia pełnymi garściami. Mam nadzieję wytrwać w tym postanowieniu.